Jedno pytanie kolegi z górskich szlaków dało początek przemyśleniom ku przestrodze, skierowanym do rowerzystów, ale nie tylko.
Pytanie to, rzucone ot tak bez kontekstu gdzieś w jadalni, czy w korytarzu schroniska „Jagodna” brzmiało następująco: „czy ty dalej jeździsz tak ekstremalnie po górach na rowerze?” Ekstremalnie? Po górach? Ekstremalnie to się jeździ po mieście, a po górach to czysty relaks i przyjemność – tak wtedy odpowiedziałem. Tak to jest. W górach można zalać się potem na podjazdach, pęd powietrza na zjazdach może zerwać czapkę, (ale nie kask!), z klocków hamulcowych będzie się dymić, możemy mieć masę różnych przygód, ale to co się wydarzy na trasie zależy w dużej mierze od nas. Można powiedzieć, że niemal wszystko zależy od rowerzysty. Tymczasem w mieście, choćbyśmy się spięli nie wiem jak, to owszem, sporo zależy od rowerzysty, ale równie dużo od innych osób. W górach, czy na „zwyklejszym” szlaku rowerowym tak naprawdę jest spokój. Rowerzysta ma przed sobą drogę, a wokół przyrodę, mniej lub bardziej ożywioną. Droga może być trudna, męcząca, kamienista, piaszczysta, błotnista, wymagająca od rowerzysty siły, techniki, determinacji. Czasem zbiera się na górskim szlaku siniaki, bywają też poważniejsze urazy, ale wynikające z kontaktów rowerzysty z „glebą”.
Tymczasem jazda po mieście to prawdziwa jazda ekstremalna. Nierówne jezdnie, koleiny, dziury, wysokie krawężniki to substytuty górskiego szlaku, ale jakże niebezpieczne. Prawdziwych „atrakcji” podwyższających tętno i poziom adrenaliny dostarczają inni uczestnicy ruchu drogowego i piesi.
Chociaż wszyscy jesteśmy uczestnikami ruchu jako rowerzyści, kierowcy i piesi to chyba nie potrafimy wczuć się w rolę innego użytkownika drogi będąc tym drugim „innym”. Kierowca nie rozumie pieszego lub rowerzysty, pieszy nie rozumie kierowcy (trochę się boi) i rowerzysty, rowerzysta nie rozumie kierowcy, pieszego i....drugiego rowerzysty. Nie rozumie, czy nie chce rozumieć, zna przepisy i znaki, czy ich nie zna, a jeśli zna to stosuje się do nich, czy nie? Takie postawy najczęściej spotyka się w ruchu miejskim, ale także, co zadziwiające na szlakach turystycznych.
Zauważyłem, że w mieście - na jezdni, drodze rowerowej czy chodniku nie brakuje ludzi obdarzonych dwoma instynktami: jedni mocno rozwiniętym instynktem samobójczym, inni jeszcze groźniejszym instynktem zabójcy. Jedni i drudzy należą do dwóch grup ryzyka przodujących w stwarzaniu zagrożenia. Jest grupa „Czerwonoświatłowców” i klub „Zielonostrzałkowców”. „Czerwonoświatłowcy” ignorują czerwone światło na sygnalizatorach i to w dwojaki sposób. Albo wjeżdżają na skrzyżowanie na czerwonym, albo ruszają z czerwonego nie czekając na światło zielone. Do tej grupy należy sporo rowerzystów i pieszych. Na pytanie „dlaczego wjechałeś na czerwonym” rowerzysta odpowiada najczęściej „bo nic nie jechało” z prawej ani z lewej. Do czasu. Celują w takim zachowaniu nawiedzeni na „góralach” i sportsmeni na szosówkach, zwłaszcza ci z klubów kolarskich. Ci ostatni w ogóle nie znają znaków, albo uważają że tak dzielnych sportowców nie obowiązują żadne przepisy. „Zielonostrzałkowcy” są równie groźni, głównie dla pieszych chcących przejść po pasach na „swoim” zielonym świetle. Taki kierowca, a często i rowerzysta skręca w prawo widząc zieloną strzałkę nie wiedząc o nim, a raczej ignorując obowiązek zatrzymania się i przepuszczenia pieszych.
Są jeszcze wśród rowerzystów „ślepaki”. To ci, którzy nie znają, a raczej nie chcą znać znaków drogowych. To oni jeżdżą pod prąd po ulicach jednokierunkowych, ignorują linie rozdzielające ruch pieszych i rowerzystów, jeżdżą po dwóch, trzech obok siebie blokując skutecznie drogę innym. Do „ślepaków” należą piesi, którzy powszechnie ignorują znaki drogowe („bo znaki są dla samochodów”) oznaczające drogi rowerowe. Sporo wśród „ślepaków” kierowców urządzających sobie na drogach rowerowych parkingi. Obowiązek jazdy po drodze rowerowej, gdy znajduje się obok jezdni, nie jest znany rowerzystom. Te „niebieskie kółka” z obrazkami to ZNAKI NAKAZU. Podobnie ignorowany jest obowiązek przepuszczenia rowerzysty jadącego drogą rowerową znajdującą się na ulicy z pierwszeństwem przejazdu. Kierowcy gremialnie „olewają” ten przepis. Równie popularne jest zajeżdżanie drogi rowerzyście jadącemu na wprost, gdy kierowca chce skręcić w prawo, 10 – 20 m przed skrzyżowaniem. Co ciekawe na sygnalizowane powyżej zjawiska bardzo rzadko reagują policjanci z drogówki i funkcjonariusze straży miejskich.
Dlaczego piszę o tym wszystkim? Po to żeby każdy z nas zastanowił się, czy przypadkiem nie należy do którejś z grup ryzyka i przemyślał swoje zachowanie. Na codzień nie zastanawiamy się nad swoim zachowaniem na drodze, jezdni, czy chodniku. Niech powyższy tekst sprowokuje do przyjrzenia się sobie. Jeśli choć jeden czytelnik przyzna w duchu „rzeczywiście, jak też chodzę po drodze rowerowej i to z psem”, albo „faktycznie, przeganiam pieszych z pasów”, albo „rozpędzam turystów na szlakach w górach” i zechce się poprawić, to już będzie sukces.
Zatem „w góry, w góry (w miasto, w miasto) rowerzysto, tam na ciebie czeka wszystko” – byle nie za dużo. I pamiętajmy, że kultura na jezdni, drodze rowerowej i na szlaku jest odbiciem naszej kultury na co dzień. Nie wieszajmy psów na wszystkich rowerzystach, jak i na wszystkich pieszych.
Na koniec ostrzeżenie. Rzadko, bo rzadko, ale można spotkać istotę na rowerze odzianą w zbroję, naramienniki, nagolenniki, kask pilota odrzutowców. To „zjeżdżacze” uprawiający tzw. downhill. Niestety, popisują się w miejscach publicznych i powszechnie dostępnych powodując prawdziwe zagrożenie. Tych należy się wystrzegać i nie liczyć na to, że nas ominie w zjeździe. Choć jest już parę torów do downhillu (np. w Wierchomli, w Toruniu) to spotyka się ich na zwykłych szlakach i drogach. Bądźmy ostrożni.
Juliusz Wysłouch
Komentarze użytkowników (2) |
martin,
2010-07-23 10:17:44
Odnośnie uwagi do komentarza to nie jest to prawda. Rower ma pierwszeństwo mimo uchylonego przepisu, ponieważ pierwszeństwo zapewniają tutaj przepisy międzynarodowe a konkretnie Konwencji Wiedeńskiej którą Polska podpisała. Konwencja jest aktem nadrzędnym nad Prawem o Ruchu Drogowym. Polecam lekturę: http://www.zm.org.pl/?a=bas-084 |
pietruch,
2010-07-23 14:57:43
Ogólnie się zgadzam, ale w kilku szczegółach nie do końca. Jak dla mnie jazda rowerem po mieście zgodnie z przepisami w każdym kroku jest niemożliwa. Pogadamy za kilkadziesiąt lat jak sieć dróg rowerowych będzie kompletna, jakość lepsza, standard wyższy, sygnalizacje będą ustawione bardziej "ludzko" itp. Przykład? Jedziemy sobie legalnie jezdnią, nagle z lewej strony pojawia się krótki odcinek drogi rowerowej. Jechać zgodnie z przepisami, narażając się na niebezpieczeństwo przy 2-krotnym przekraczaniu jezdni i dodatkowo na stratę czasu, czy pozostać na jezdni? Przykłady sygnalizacji w innych krajach: http://www.zm.org.pl/?a=nl_raffi_przejscia "Gdy miga górne, żółte światło, pieszy przechodzi na własną odpowiedzialność. Jeżeli nic nie jedzie, nie musi on czekać aż sygnalizacja łaskawie pozwoli mu przejść. Jeżeli zaś ruch jest duży, lub pieszy jest np osobą niepełnosprawną - może wcisnąć przycisk i zaczekać kilka sekund na zielone, aby mieć 100% bezpieczeństwa przy przechodzeniu przez jezdnię." Podoba mi się to podejście W Anglii widziałem wiele takich skrzyżowań, że sygnalizatory ustawione są dla kierowców, a dla pieszych już nie. Co znaczy, że przechodzić można zawsze kiedy nic akurat nie jedzie. Dopiero jeśli nie jesteśmy w stanie przejść, to czekamy na czerwone dla samochodów. |
Dodaj swój komentarz: |
2024-10-22 21:55 Rowerowa Masa Krytyczna - 26 października 2024 r. |
2024-09-26 21:46 Pismo do GDDKiA oddział Bydgoszcz w sprawie projektu rozbudowy DK 91 pomiędzy Toruniem a Łysomicami |
Stowarzyszenie ROWEROWY TORUŃ działa na rzecz powstawania odpowiedniej infrastruktury rowerowej.
konto bankowe BGŻ S.A. 71203000451110000002819490 NIP: 9562231407 Regon: 340487237 KRS: 0000299242