Witamy na stronie stowarzyszenia | Dzisiaj jest sobota 21 grudnia 2024
Logowanie     Rejestracja     Home     Mapa serwisu     Kontakt     pl en de

W poszukiwaniu Troli - Norwegia 2024 - rowerowa wyprawa Aliny, Ani i Roberta - Wakacje 2024

W tym roku nasz wyjazd różni się nieco od poprzednich. Miały być góry i będą – wybór padł na Norwegię. Wyjeżdżamy jednak w czerwcu – spowodowane jest to możliwością otrzymania urlopu przez Roberta. Kolejną innowacją jest dojazd. Ania znalazła bezpośrednie połączenie autobusowe Toruń – Oslo z możliwością przewozu rowerów. Wygląda to bardzo atrakcyjnie.. Cena też jest atrakcyjna, bo ok 400zł w jedną stronę od osoby z rowerem. Ania dopytała na infolinii, czy to na pewno bez przesiadek i czy nie będzie problemu z rowerami... Otrzymała odpowiedź, że wsiadamy w Toruniu, autokar jest przystosowany do przewozu rowerów (specjalny bagażnik) i wysiadamy w Oslo.. Brzmi super. Bilety kupione – jedziemy!

Rower przygotowany do wyjazdu i czeka...
W drodze na dworzec autobusowy.
Niestety mimo zapewnień przewoźnika, że autobus będzie przystosowany do przewozu rowerów przyjechał zastępczy i nasze pojazdy musiały podróżować w luku bagażowym.
Po dotarciu do portu rowery jadą na prom na specjalnym wózku.
My natomiast zmieniliśmy pojazdy na 4 kołowe :)
I ruszamy do portu.
Aby dostać się na prom trzeba pokonać całkiem spory dystans.
W cenie biletu autobusowego jest kabina na promie :)
Relaks podczas oczekiwania na wypłynięcie.
Do zobaczenia Polsko.
Wraz z ostatnimi promieniami słońca opuszczamy port w Gdyni... Witaj przygodo!
Nocleg w kabinie był komfortowy lecz krótki – trzeba było wstać ok 5. Pobudka była z niespodzianką – również śniadanie wliczone w cenę! Ale się najedliśmy :)
Dopływamy do Karlskrone...
...gdzie czeka już na nas autokar.
Niestety znów rowery lądują w luku bagażowym :(
Po kilku godzinach jazdy przez Szwecję i Norwegię około 17 widać już Oslo.
Na dworcu autobusowym w Oslo sprawdzono nam paszporty (!) i po wypakowaniu się z autokaru i sprawdzeniu, czy rowery nie uległy uszkodzeniu podczas transportu trzeba teraz cały bagaż umieścić na naszych pojazdach.
Zaczynamy rowerową część wyjazdu :)
Oslo czeka :)
Od razu trzeba zaprzyjaźnić się z miejscowymi Trolami, aby nam się nie psociły podczas zwiedzania ich kraju :)
Krótki odpoczynek wykorzystany na studiowanie mapy miasta.
Idziemy do twierdzy.
Ze wzgórza roztacza się piękna panorama stolicy.
Oglądamy ratusz i jego okolice.
Chcieliśmy odwiedzić króla, ale jest już po 22 i chyba poszedł spać :)
Najbardziej znany obiekt w Oslo – opera.
Z dachu której mogliśmy razem z mewami oglądać zachód słońca.
Oraz przeczekać deszcz pod zadaszeniem w okolicy wejścia.
Po zmroku prezentuje się pięknie.
Przestało padać – chwilowo, jest około 1 w nocy – czas na nocleg.. oczywiście z ładnym widokiem na centrum.
Niestety w nocy padało i już pierwszej nocy była akcja: folia!
Nowoczesne biurowce w centrum.. od strony morza podobno wyglądają w panoramie miasta jak kod kreskowy :)
Trzeba zjeść dobre śniadanie aby mieć siłę zwiedzać.
Tradycyjnie wysyłamy kartki pocztowe.. ale znaleźć skrzynkę nie było prostym zadaniem.
W najstarszej części znajduje się fontanna poświęcona królowi Christianowi IV.
Zwiedzamy piękne parki.
Gdy dotarliśmy pod pałac królewski zaczęło mocno padać... No i znów króla nie odwiedzimy... Nie chcemy mu nanieść błota do pałacu :)
Widok ten król ma całkiem ciekawy... A tak poważnie to najgłówniejsza ulica w mieście.
Wjeżdżamy do Parku Frogner słynnego z rzeźb Vigelanda.
Rzeźby, rzeźbami.. ale róże trzeba powąchać.
Najsłynniejsza z rzeźb: Monolit.
Dziewczyny starają się zrozumieć co też autor miał na myśli...
Ta brama wybitnie podobała się dziewczynom :)
Park jest bardzo ładny.
Uff... męczące to zwiedzanie.
Powoli opuszczamy Oslo...
I będziemy jechać szlakiem rowerowym... zobaczymy czy nam się uda go nie zgubić...
Deszcz przeczekujemy w tunelu.
Przestało padać... jedziemy...
Zaczyna się ściemniać i pogoda niepewna... trzeba się rozglądać za noclegiem.
Ulewa zatrzymała nas w skansenie... Mieliśmy szczęście, że akurat był przy drodze...
Udało nam się tam również przenocować pod dachem :)
Rankiem po zwiedzeniu skansenu ruszamy w dalszą drogę.
Ładnie tu... jest na co popatrzeć... jeziora, lasy...
I góry na horyzoncie.
Kolejne miasto do pozwiedzania: Drammen.
W tak miłych okolicznościach jemy posiłek, odwiedzamy informację turystyczną, zwiedzamy kościół...
Przekraczamy Drammenselva przez imponujący most dla pieszych i rowerzystów.
Kontynuujemy podróż wzdłuż rzeki.
Niespodzianka...
Przejazd rowerowy pod drogą szybkiego ruchu zalany... czyżbyśmy mieli się tą łódką przeprawić...? Pewnie dobra opcja, ale niestety łódka chyba zderzyła się z jakąś górą lodową lub czymś innym bo była dziurawa :) Pozostał nam około 1 km objazd.
Ups... Napęd postanowił przestać współpracować... trzeba było trochę siłowo poprosić go o dalszą współpracę :)
Krótki odpoczynek na osiedlu mieszkaniowym pomiędzy blokami.
A za miastem takie widoki.
Ale tu mają tej wody.
Jak w całej Skandynawii trzeba uważać na łosie.
Spokojna droga... skały... las...
Pora na małe co nieco... jogurt i bułka.
Dużo dróg jest w remoncie.
Taka rzeka budzi respekt.
Idziemy pozwiedzać kościół w Kongsbergu.
Wnętrze piękne i mamy szczęście posłuchać koncertu.
Urocza starówka Kongsbergu.
Ale ładnie...
Wieczorem docieramy do kopalni srebra w której znajduje się Norweskie Muzeum Górnictwa. Niestety zwiedzać będzie można dopiero następnego dnia. Zostajemy.
Przygotowujemy kolację.
I znajdujemy sobie odpowiedni „apartament” do spania :)
Rano, po zakupie biletów, czekamy na „pociąg” do kopalni.
„I ja mam tu wsiąść?”
Ciasno, głośno... ale atrakcja niewątpliwa bo jechaliśmy ponad 2 km w głąb góry!
A w kopani mieliśmy panią przewodnik tylko dla nas... bo tylko my chcieliśmy po angielsku... reszta grupy po norwesku więc poszła z innym przewodnikiem.
Po „szychcie” w kopalni należy się nam odpowiedni posiłek :)
Jedziemy dalej... Po drodze mijamy składy opału na zimę... drewno pocięte i schnące na paletach.
Przez las...
...i maleńkie wioski.
Warto się czasem zatrzymać i popatrzeć na mapę.
Typowa norweska miejscowość z drewnianą zabudową.
Ciekawe co tak zainteresowało dziewczyny.
Piękny przykład kościoła słupowego w Heddal.
Oj czasem jest bardzo pod górę.
Aż czasem trzeba odsapnąć.
I posilić się darami natury... np. poziomkami.
Nasz nocleg – całkiem luksusowy.
Od rana znów mokro i chłodno – temperatura nie przekracza 15 stopni...
Widoki za to przepiękne.
Kupujemy chleb w małej miejscowości w lokalnej piekarni.
I od razu robimy śniadanie.
Po takim posiłku to można podążać przed siebie...
Śluzowanie statku Henrik Ibsen na Telemarkskanalen ( 105 km i 18 śluz).
Stąd można wyruszyć w rejs, albo popatrzeć i napić się piwa i coś zjeść.
Znów deszcz... na szczęście mamy daszek.
Wysoko tu...
Kolejna przerwa na deszcz... Bardzo dobrą miejscówką na przeczekanie okazała się strzelnica.
Przestało padać – kontynuujemy jazdę wzdłuż kanału.
Co kawałek spektakularnie spływa woda tworząc mini wodospady.
Przed nami tunel.
W którym możemy przeczekać kolejny deszcz...
Oj dziś nas ta pogoda mocno testuje na wodoodporność... kolejna miejscówka na przeczekanie kolejnej fali deszczu.
Dobrze, że nocleg pod dachem...
Poranek niestety nadal „mokry”.
Ma to jednak swoje uroki... intensywna zieleń mocno kontrastuje z mokrymi skałami.
Poprawiła się pogoda i poprawiły się nam humory:) Jest pięknie...
Widoki iście „pocztówkowe”.
Co chwilę stajemy, żeby podziwiać piękno przyrody...
Malownicza droga wije się wśród gór...
I ciągle wzdłuż kanału.
Tunele są niesamowite...
Kviteseid museum of local history – skansen ukazujący zabudowę jaka była w regionie Telemark ponad 200 lat temu. 12 budynków z których najstarszy magazyn pochodzi z XIV w.
Zaraz obok znajduje się uroczy kościółek.
W tak pięknym miejscu zjemy sobie posiłek.
Serpentyny.
Po jednej stronie wodospad na wyciągnięcie ręki...
...po drugiej piękny widok na dolinę i na wijącą się wstęgę szosy.
Popatrzmy na mapę regionu Vest-Telemark.
Po przekroczeniu pasma górskiego znów postój na „gapienie się".
Nie da się nie zatrzymać przy takich widokach.
Postoje na strzelnicach stają się „tradycją”.
Mokro.. no trudno.. był czas przywyknąć :)
Niesamowite pejzaże tworzy kompozycja wody, chmur, gór i zieleni...
W zdrowym ciele zdrowy duch - postój na rozprostowanie kości i nieco ćwiczeń rozciągających... :)
Można długo tak siedzieć i kontemplować piękno natury...
Woda prosto z gór...
Pozwala na uzupełnienie zapasu wody w bidonach.
Wieczorem – przez przypadek – znaleźliśmy całe pole zastawione domkami campingowymi... chyba jakieś składowisko tych domków jeszcze nie rozstawionych przed sezonem.
Zatem mamy nocleg – wybór był trudny, bo trzeba było sobie wybrać jeden ze 100 które tam stały :)
Nasza kolacja – makaron z sosem.. Pyszne po całym dniu jazdy.
Rano mokro, ale chwilowo nie pada.
Taką chatkę to bym chciał mieć :)
Jedne co, to na pewno się nie kurzy przy takiej pogodzie :)
Ciekawe mają tu nazwy miejscowości.
Tu też zdarza się stać na „wahadłach”.
Bardzo ładne miejsce na odpoczynek w małej miejscowości.
Kupiliśmy chleb w małej piekarni... i od razu testujemy czy dobry... No i był dobry :)
Oj chyba poziom tej wody jest dość wysoki.
Co widać z góry, że spore rozlewiska się utworzyły.
Bardzo wiele dróg jest w remoncie/przebudowie.
Przed kolejnym deszczem schroniliśmy się w takiej budce – to chyba prywatny przystanek.
W ramach podziękowań wrzuciliśmy do skrzynki na listy kartkę z Torunia... Myślę, że adresaci byli zaskoczeni takimi pozdrowieniami :) Jak wróciliśmy czekał na nas mail z podziękowaniami za kartkę :)
Droga malowniczo się wije.
A przy drodze czasem można spotkać jakieś niespodzianki – tu mini muzeum ze starą łodzią.
Lub np. 1000 letnie drzewo.
Docieramy na wybrzeże.
I w deszczu jedziemy do Kristiansandu.
Bardzo ładnie miasto wygląda nocą.
Około 2 w nocy wreszcie udało nam się położyć spać. Noc spędziliśmy na deskach amfiteatru... całą noc lało więc było to idealne schronienie...
Dopiero rankiem mogliśmy ocenić w jak pięknym parku spaliśmy.
Do centrum jedziemy przez willowe dzielnice.
W centrum spotykamy tego sympatycznego kuzyna naszych zaprzyjaźnionych Troli z Oslo.
Pogoda się poprawiła i możemy zwiedzać – tu rynek starego miasta.
Zwiedziliśmy katedrę i przy okazji wysłuchaliśmy koncertu organowego.
W centrum miasta rosną sobie warzywka, zioła i kwiaty...
Zwiedzamy fort.
Z którego rozciąga się widok na nabrzeże z mariną.
Jedziemy też do portu gdzie cumują wielkie wycieczkowce.
Starówka.
Tym razem za dnia i w przeciwną stronę pokonujemy most obierając kierunek na Oslo wzdłuż wybrzeża.
Przykład nowoczesnej architektury norweskiej... Czy to ładne? To już zależy co się komu podoba...
W Lillesand odwiedzamy punkt widokowy.
Warto było się tam wdrapać :)
Niby wybrzeże a tu takie skały.
Hmm... lamy czy też alpaki... a ja myślałem że w Norwegii to łosie i renifery...
Każde płaskie i bez skał pole wykorzystane pod uprawy.
Leśną drogą...
...docieramy do zatoki nad którą planujemy spędzić noc.
Przy okazji znajdujemy kurki na kolację :)
Poranek nastraja optymizmem... wreszcie słońce :)
Jedziemy czym prędzej, żeby się nie rozmyśliło i znów nam deszczu nie przysłało.
Nawet norweskie domki w słońcu takie jakieś ładniejsze :)
Kolejny most na naszej trasie.
Dojeżdżamy do miasta Arendal.
A tam miejska impreza integracyjna... darmowe jedzenie, darmowe napoje...
Po sutym posiłku idziemy zwiedzać – kierunek wieża widokowa – winda.
Piękny widok.
Wzdłuż nabrzeża.
Pomiędzy kamieniczkami na starówce.
Największy drewniany ratusz w Skandynawii.
Na koniec wróciliśmy jeszcze coś zjeść...
Najedzeni, słonecznie, ciepło... Jedziemy!
No i te widoki...
Kolejny tunel.
Cóż można powiedzieć... po prostu bajkowy krajobraz...
Jak tylko jest okazja to zwiedzamy.
Ładne dziewczyny w tradycyjnych strojach...
...spotkaliśmy je przechadzające się po uliczkach malowniczego miasteczka.
U nas są salony z samochodami, a w Norwegii są „łódkowe”.
Wieczorem zaciekawił nas pewien widok... aż stanęliśmy, żeby się pogapić...
A to jest właśnie to na co się tak patrzyliśmy...
Noclegu szukamy w pobliżu elektrowni wodnej.
Znaleźliśmy całkiem luksusową miejscówkę.
Ciekawe kto zgadnie gdzie jemy śniadanie… To jest MOP przy autostradzie :)
Po tylu deszczowych dniach wreszcie jakaś odmiana... słonecznie...
Rzut oka na mapę...
...i można jechać dalej.
Obowiązkowo fotka co jakiś czas... A dziś wręcz upał... 21 stopni... można jechać na krótki rękaw :)
Spotkaliśmy ciekawą maszynę do wykaszania poboczy... u nas koszą trawę a tam krzaki i niewielkie drzewa...
Jadąc wzdłuż wybrzeża można obserwować statki pełnomorskie stojące na redzie...
Wjeżdżając do miasta Porsgrunn mijamy Powerhouse Telemark – najbardziej energooszczędny budynek w Norwegii (nie pobiera energii z zewnątrz a nawet sam ją produkuje).
My udajemy się do centrum.
Gdzie na rynku możemy spokojnie coś zjeść i odpocząć.
W parku w Skien znajdujemy miejsce na nocleg na tarasie budynku obsługi wyciągu narciarskiego.
Dziś na kolację mamy klopsiki które bardzo popularne są w Skandynawii (takie jak w IKEA).
Oglądamy też kolorowy zachód słońca.
Wręcz niespotykane zjawisko na tym wyjeździe... budzi nas słońce :)
Dla takiego widoku warto było wdrapać się na szczyt stoku narciarskiego.
Kierunek centrum.
Bardzo ładne budynki można tu zobaczyć.
Widok z perspektywy lotu ptaka.
Chwila letniego relaksu.
Manet namalował „Śniadanie na trawie” a my mamy śniadanie na plaży :)
Na granicy okręgów Telemark i Vestfold.
Ależ tu zielono.
Wybieramy bardzo boczne drogi...
...które czasem dają nam się we znaki... Na zdjęciu tego nie widać ale podjazd był tak stromy, że rowery podpychaliśmy we dwójkę, ponieważ próba jazdy kończyła się odrywaniem się przedniego koła...
Trzeba jednak przyznać, że ten odcinek ok. 25km był najbardziej odludny i „dziki” na tym wyjeździe...
Jak już dotarliśmy do cywilizacji pozwoliliśmy sobie na mały odpoczynek.
Zwiedzamy kolejne malownicze miasteczko.
Wracamy na wybrzeże, a dokładnie nad Oslofiorden.
W Tonsbergu zwiedzamy górę zamkową.
Skąd roztacza się widok na pasmo górskie przez które niedawno jechaliśmy.
Nasze rowery czekają w bezpiecznym miejscu :)
Dziś nocleg w leśnej scenerii... oby nie padało...
Wieczorny spektakl na niebie...
I kolacja po norwesku... śledzie...
Niestety ranek przywitał nas deszczem... co poskutkowało zebraniem się z noclegu przed 6 rano i „koczowanie” na przystanku aż się wypada.
Wykorzystując przerwy w deszczu jedziemy wzdłuż wybrzeża fiordu.
Szlakiem rowerowym przez las.
Szlak zaprowadził nas do osady wikingów.
I jednego nawet poznaliśmy.
Jadąc tym szlakiem można obserwować jak wygląda życie w małych miejscowościach w Norwegii.
Docieramy na prom z Horten do Moss.
W komfortowych warunkach przeprawiamy się na drugą stronę fiordu.
Po około półgodzinnej podróży dopływamy do Moss.
Niestety rozpadało się na dobre... Na szczęście jest poczekalnia dla osób korzystających z promu... Utknęliśmy tu na pół dnia...
Po 17 już pomimo jeszcze padającego deszczu ruszamy w dalszą drogę.. .
Pada już tylko przelotnie i możemy kontynuować jazdę szlakiem rowerowym.
A po drodze są różne atrakcje.. np. takie lunety do obserwacji okolicy.
Czasem stoimy i czekamy na kolejne okienko pogodowe.
Mam wrażenie, ze jesteśmy obserwowani :)
Coraz dziwniej w tej Norwegii... drzewa nas obserwują... każą uważać na biegające Mikołaje… co jeszcze?
Wieczorem docieramy do uroczego portowego miasteczka Drobak.
Na nabrzeżu spotykamy siedzące i rozmawiające syreny.
Drobak słynie z tego, że znajduje się tu dom Świętego Mikołaja! To teraz już wiem czemu kazali uważać na gościa z workiem i w czerwonej czapie.
W nocy nie chcieliśmy mu przeszkadzać więc do rana czekaliśmy na ganku...
Niestety rano on poszedł na plażę... podobno wróci około południa... trzeba poczekać...
Korzystając z wolnego czasu poszliśmy pogadać z syrenami.
Dziś niedziela... poszliśmy więc na nabożeństwo do kościoła. Trafiliśmy na uroczystość konfirmacji Mateusa.
Z uwagi, że to wielkie święto było dużo gości, a część z nich w tradycyjnych strojach.
„Załapaliśmy się” na pyszny poczęstunek... W zamian konfirmant otrzymał od nas kartkę z Toruniem z życzeniami.
Dziewczyny buszują po „pchlim targu”.
Chyba wrócił! W każdym razie zaprasza :)
Wie – jak to Św. Mikołaj – że lubię wysyłać kartki pocztowe więc zatrudnił mnie na swojej poczcie.
Dom ma faktycznie bajkowy... pełno elfów, zabawek.. itp. pewnie już produkują podarki na następne święta.
Po tych atrakcjach niestety opuszczamy gościnne Drobak i kierujemy się na północ.
Chwila przerwy z możliwością pogapienia się na atrakcje parku rozrywki Tusenfryd.
Powoli domykamy „kółko”... Wracamy do Oslo.
Już widać centrum.
I znajoma okolica.. z „wieżowcowym kodem kreskowym” w tle.
Wieczorem aby dobrze zakończyć naszą podróż i poprawić sobie humor idziemy na kolację do restauracji - jedliśmy oczywiście lokalne przysmaki – było pyszne.
Często widujemy znaki ostrzegające przed trollami... a my twierdzimy, że to całkiem sympatyczne stworzenia.
Opera i muzeum Muncha.
Ostatni dla nas zachód słońca w Norwegii obserwowany z dachu opery... tak jakbyśmy domknęli jakąś klamrę – pierwszy i ostatni zachód z tego samego miejsca.
Ostatnie spojrzenie na operę w wieczornej odsłonie.
Nocleg w tych samych ruinach.
Wstać trzeba wcześnie – dobrze, że nie pada to jest mniej zwijania obozu
Jedziemy na dworzec autobusowy.
Gdzie czeka nas niespodzianka – autokar posiada uchwyt na rowery :)
Wszystko gotowe można ruszać.
W Karlskronie nasze rowery na prom jadą przyczepką.
My natomiast przesiedliśmy się na wózki...
Ale nas dużo w tej windzie :)
W oczekiwaniu na rejs.
Odpływamy.
W kierunku zachodzącego słońca.
Ostatnie promienie słońca i ostatnie spojrzenie na Skandynawie... ale nie mówimy żegnaj tylko do widzenia bo pewnie jeszcze tu wrócimy kiedyś...
Wieczorem można sobie pozwolić na relaks.
Po noclegu w wygodnej kajucie czeka nas śniadanie.
I już widać Gdynię.
Dobiliśmy... jesteśmy znów w Polsce.
Niestety rowery znów upchnąć musieliśmy w luku bagażowym.
Piękna to była wyprawa, ale miło zobaczyć znów Toruń.
Gdzie można na rynku usiąść i spokojnie podsumować wyprawę.
Trasa naszego wyjazdu. Przejechaliśmy 920 km.
Pogoda dała nam się we znaki... Deszcz prawie codziennie. Temperatury ok 15 stopni. Jedynie 2 dni gdzie był „upał” ok 20 stopni. To wszystko jednak nie popsuło nam dobrej zabawy i pięknych widoków oraz możliwości obcowania z przyrodą, ciekawymi ludźmi i zwiedzenia interesujących miejsc. Przeżyliśmy mnóstwo przygód, widzieliśmy bardzo dużo, pomimo, że przejechaliśmy tylko mały wycinek Norwegii. Z tej wyprawy wynieśliśmy również kolejne doświadczenia w dotarciu do celu – podróż autokarem z rowerem na tak długiej trasie. Było pięknie, było super... Pewnie do Skandynawii jeszcze kiedyś wrócimy... A teraz czas zacząć zastanawiać się gdzie pojechać w przyszłym roku.. Jedne co wiemy to to, że ma być płasko....Ps Okazuje się, że w naszych sakwach schował się i do Torunia wyemigrował Trolek i teraz mieszka na lodówce :)


wyedytowano: 2024-12-18 22:45
aktywne od dnia: 2024-12-18 22:05
drukuj  
Komentarze użytkowników (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Dodaj swój komentarz:


:) :| :( :D :o ;) :/ :P :lol: :mad: :rolleyes: :cool:
pozostało znaków:   napisałeś znaków:
kod z obrazka*
Ankieta
Jak oceniasz rok 2023 pod kątem rozwoju infrastruktury rowerowej w Toruniu?
ankieta aktywna od: 2024-03-19 21:25

Wspierają nas
Sklepy i serwisy rowerowe w Toruniu

Stowarzyszenie ROWEROWY TORUŃ działa na rzecz powstawania odpowiedniej infrastruktury rowerowej.
konto bankowe BGŻ S.A. 71203000451110000002819490 NIP: 9562231407 Regon: 340487237 KRS: 0000299242

Wszystkie Prawa zastrzeżone. Cytowanie i kopiowanie dozwolone za podaniem źródła.
SRT na Facebook