Parkowanie: Bałagan, bo nie ma koncepcji
Parkingi i uliczki na obrzeżach Starówki pękają w szwach od ilości zostawianych tam aut. Aby je rozładować, władze miasta powinny zrobić wszystko, by zachęcić torunian do korzystania z komunikacji miejskiej. Autobusy i tramwaje muszą być tańsze, jeździć częściej i szybciej, bo miasto się nam zakorkuje
Toruńską strefę płatnego parkowania (SPP) Miejski Zarząd Dróg powiększył ostatni raz 8 grudnia 2008 r. Rozrosła się wtedy o 430 miejsc. Po zmianach ograniczają ją: al. 500-lecia, ul. Tujakowskiego, Słowackiego, Wały gen. Sikorskiego, Uniwersytecka, Gregorkiewicza, pl. św. Katarzyny, Dobrzyńska, Piastowska, pl. 18 Stycznia i Bulwar Filadelfijski. Tego dnia wzrosły też opłaty za zostawienie auta w centrum naszego miasta. Za godzinny postój w podstrefie A torunianie płacą 2,5 zł, a w podstrefie B - 1,3 zł. Szybko okazało się jednak, że na obrzeżach SPP hula wiatr. Czasami na całej ulicy stoi jedynie kilka aut należących do mieszkańców pobliskich budynków. Wcześniej znalezienie wolnego miejsca na ul. Gregorkiewicza, Uniwersyteckiej czy Dobrzyńskiej graniczyło z cudem. Przeważnie parkowali tam bowiem mieszkańcy pracujący na Starówce. Obecnie zatrudnieni w centrum miasta nie mają gdzie zostawić auta za darmo, a dotychczas zapchane parkingi świecą pustkami. Zmotoryzowanych przyjeżdżających do centrum własnymi autami jednak nie ubyło. Po prostu zaczęli szukać bezpłatnych parkingów dalej od Starówki. Szybko zapełniły się autami darmowe place przy Miejskiej Przychodni Specjalistycznej na ul. Uniwersyteckiej, pawilonie handlowym przy pl. Pokoju Toruńskiego, pomniku na pl. Zwycięstwa, na uliczkach Bydgoskiego Przedmieścia oraz osiedli Młodych i Dekerta. Do naszej redakcji co kilka dni dzwonią mieszkańcy obrzeży Starówki oburzeni tym, że nie mają gdzie zostawić swojego auta, bo ich miejsca blokują przyjezdni.
Na własne oczy
Zdecydowałem zweryfikować te informacje i sprawdzić, jak jest naprawdę - czasami bowiem mieszkańcy bywają przewrażliwieni, zwłaszcza jeśli problem dotyczy ich bezpośrednio. Ale to, co zobaczyłem, przerosło moje oczekiwania i potwierdziło, że zgłaszający się do redakcji czytelnicy absolutnie mają rację.
Postanowiłem na krótko wcielić się w pacjenta, który chce skorzystać z porady lekarza z Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego przy ul. Krasińskiego. Na zostawienie auta przed lecznicą nie było żadnych szans. Zacząłem krążyć po uliczkach Bydgoskiego Przedmieścia. Kilka rundek po ul. Matejki, Chopina, Fredry nie przyniosło rezultatu. W końcu wolne miejsce udało mi się znaleźć przy Szkole Podstawowej nr 13 na ul. Krasińskiego - spory kawał od lecznicy. Strach pomyśleć, jaką drogę do pokonania miałby starszy schorowany pacjent, matka z dzieckiem w wózku, inwalida o kulach.
Po wizycie u specjalisty postanowiłem wypłacić trochę gotówki z bankomatu Pekao SA przy ul. Grudziądzkiej. W pobliżu komendy policji i budynku banku wolnych miejsc zabrakło. Podobnie było koło cmentarza. Znów zacząłem krążyć po osiedlowych uliczkach. Co jakiś czas wracałem pod bank - stały pod nim ciągle te same pojazdy. Tak więc to nie klienci Pekao SA je tu zostawili - to auta zaparkowane na cały roboczy dzień przez pracowników firm działających na Starówce.
Moje kolejne rundy wokół banku wiodły ul. Czarnieckiego, PCK, Młodzieżową i Rejtana - wszędzie tłok, żadnych wolnych miejsc. Ostatecznie auto udało mi się zostawić na płatnym parkingu za Filmarem.
Tak więc na własne oczy przekonałem się, że zaparkować za darmo na obrzeżach Starówki jest niezwykle trudno. A może być jeszcze gorzej.
Wolnych placów nie ma
W naszym mieście jest już zarejestrowanych 110 tys. pojazdów, a z każdym rokiem przybywa ich od 7 do 10 tys. Co więc zrobić, by rozładować zapchane parkingi? Najprościej powiedzieć: trzeba pobudować bezpłatne podziemne garaże, w których swe auta mogliby zostawiać zatrudnieni i mieszkający w najstarszej dzielnicy naszego miasta. Przez kilkadziesiąt minut debatowaliśmy w redakcji, gdzie taki parking mógłby stanąć. Musiałby być poza strefą, a jednocześnie na tyle blisko Starówki, by można było szybko dostać się z niego do centrum. Wolnego placu nie udało nam się znaleźć. Poza tym rozwiązanie, w którym wszyscy torunianie utrzymują parking dla pracujących na Starówce, nie przypadło nam do gustu.
Niby dobrze, a pasażerów mniej
Trzeba więc poszukać alternatywy. Zrobić wszystko, by torunianie chcieli zostawić auta na domowych parkingach i ruszyć do pracy komunikacją miejską. Podczas ostatniej debaty rajców na temat cen biletów, szefowa miejskiego przewoźnika Maria Zawal przekonywała, że najlepszą reklamą MZK jest jakość świadczonych przez niego usług. No i może właśnie dlatego pasażerów jeżdżących autobusami i tramwajami z roku na rok ubywa. Radny Józef Jaworski (PiS) twierdził, że utrzymanie cen biletów nie gwarantuje wzrostu ich sprzedaży. Oczywiście, że nie, bo komunikacja miejska - by stać się powszechną - musi być zdecydowanie tańsza, szybsza i bardziej punktualna.
Na własnej skórze
Od lat jeżdżę autobusami z Rubinkowa na Starówkę. Jeszcze parę lat temu żaden rozkład jazdy nie był mi potrzebny, bo "dziewiętnastka" pojawiała się na przystanku co chwilę. Teraz MZK ograniczyło jej kursy, w zamian puszczając przez Rubinkowo wozy jadące z osiedla Nad Strugą. Niestety, te są przepełnione, regularnie się spóźniają i od razu cały rozkład się sypie. Podobnie jest z powrotem z pl. św. Katarzyny. Przykładowo "dziewiętnastka" z tego przystanku odjeżdża o godz. 16.53, a następny pojazd jadący w kierunku Rubinkowa, czyli autobus linii nr 30, startuje dopiero o godz. 17.11. Przez 18 minut nie ma żadnego połączenia Starówki z największym osiedlem naszego miasta. Pasażer, który wytrzymał prawie 20 minut na mrozie, może za to wybierać, jakim autobusem pojedzie do domu, bo kolejna "dziewiętnastka" melduje się w tej zatoczce już o 17.13. Absurd.
W środę rano, kilkanaście minut przed godz. 9, próbowałem dojechać komunikacją miejską z Rubinkowa na Bielany. Jeden autobus mi uciekł, drugi się spóźniał, a trzeci - do którego wsiadłem - pomylił trasę przejazdu. Jeśli MZK w ten sposób chce przekonać pasażerów do korzystania ze swoich usług, to lepiej od razu niech się podda.
Jak być powinno
W naszym mieście autobusy i tramwaje jeżdżące z największych osiedli w kierunku centrum powinny kursować co 5-7 minut. Gdyby do tego przejazd kosztował 1,5 zł, a w mieście obowiązywały bilety czasowe, problem zapchanych darmowych parkingów sam by się rozwiązał. Wtedy torunianin na każdym przystanku wsiadałby do autobusu, którym jechałby kilkaset metrów, przesiadał do następnego i podróżował dalej. Krok po kroku zbliżałby się do upragnionego celu. Bez czekania, bez nerwów, bez korków. Wtedy wielu kierowców z przyjemnością zostawiłoby auta i przesiadłoby się do autobusów.
MZK - beton nie do ruszenia?
Ale żeby zmienić MZK, trzeba chcieć. Radni już dwukrotnie próbowali, ale zawrócili w połowie drogi. Raz - gdy pracowali nad weryfikacją ulg obowiązujących w komunikacji publicznej, a drugi - gdy zrezygnowali z przekształcenia Zakładu w spółkę. Rajcy mają pomysły, tego nie można im odmówić. Ciekawe rozwiązanie zaproponował LiD, chcący by każdy wsiadający do autobusu lub tramwaju płacił za przejazd, a miasto oddawałoby pieniądze za bilety najbardziej potrzebującym. Platforma Obywatelska proponowała budowę dużych parkingów na obrzeżach miasta i sprawny dowóz szoferów komunikacją miejską do centrum. Nie twierdzę, że te rozwiązania są idealne, każde ma swoje plusy i minusy, ale mogą być początkiem znalezienia złotego środka, który zadowoli pasażerów, szoferów i pieszych. Prezydent Michał Zaleski w końcu musi zdecydować, czy buduje na potęgę parkingi podziemne, czy maksymalnie dofinansowuje MZK i stawia na komunikację miejską. A na razie siedzi okrakiem i się waha. Z jednej strony na autobusach pojawiają się hasła: "Zamień bus na wóz" lub "Jeżdżę autobusem, nie korkuję ulic", a z drugiej miasto zmienia organizację ruchu na Starówce i wpuszcza auta, m.in. na odrestaurowany za duże pieniądze Rynek Nowomiejski. W końcu trudno się zorientować, czy bardziej zachęca mnie do tego, bym przyjechał do centrum komunikacją miejską, czy własnym samochodem. Gdzie tu logika? Rozumiem, że prezydent chciałby dogodzić wszystkim i nie ponosić odpowiedzialności za niepopularne decyzję. Ale musi określić, czy stawia na transport indywidualny czy zbiorowy, bo inaczej cała dyskusja i prace nad zmianami w MZK nie mają sensu.
Marcin Behrendt, Gazeta Wyborcza, 2010-01-09
Komentarze użytkowników (4) |
pawel,
2010-01-13 22:38:42
taki długi artykuł i ani słowa o komunikacji rowerowej:P
jak widać rower nie jest jeszcze w naszym kraju traktowany poważnie jako alternatywa dla samochodu czy komunikacji miejskiej. |
Tomek,
2010-01-14 10:03:46
Mimo wszystko ten artykół jest niezły. Do tej pory toruńska prasa zazwyczaj pisala ze lekarstwem na korki jest rozbudowa dróg. Ostatnio tez Nowosci pisząc o stresie związanym z korkami nie napisały ze rozbudowa dróg zlikwiduje korki. |
tomasz,
2010-01-14 17:58:13
No Paweł nie zasypia gruszek w popiele http://torun.gazeta.pl/torun/1,48723,7452115,Nasze- nic dodać, nic ująć. |
pietruch,
2010-01-14 21:56:48
Brawo Paweł! Bardzo ładny tekst |
Dodaj swój komentarz: |
2024-10-22 21:55 Rowerowa Masa Krytyczna - 26 października 2024 r. |
2024-09-26 21:46 Pismo do GDDKiA oddział Bydgoszcz w sprawie projektu rozbudowy DK 91 pomiędzy Toruniem a Łysomicami |
Stowarzyszenie ROWEROWY TORUŃ działa na rzecz powstawania odpowiedniej infrastruktury rowerowej.
konto bankowe BGŻ S.A. 71203000451110000002819490 NIP: 9562231407 Regon: 340487237 KRS: 0000299242