Dramat w niepełnych odsłonach
Dariusz Beszczyński zawinił tylko tym, że znalazł się na drodze pijanego kierowcy. Zmarł w szpitalu, 19 grudnia 2005 roku. Sprawca wypadku do dziś nie został ukarany. - Czy to dlatego, że pracował w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? - pyta rodzina.
Jest piątek, 16 grudnia 2005 roku, parę minut po godz. 19. Dariusz Beszczyński wychodzi z domu. Bierze rower. Pojedzie nim z Brzozy do Bydgoszczy. Jest cukiernikiem w „Toście”. W tym tygodniu pracuje na nocną zmianę. Cieszy się, że już za kilka dni będą święta. Odpocznie, spotka się przy wigilijnym stole z trzema braćmi. Są bardzo zżyci, ale czasu na rodzinne rozmowy mają niewiele. Na nowy rok Darek ma ambitne plany.
- Podniosę dach, zrobię pod nim wygodne pomieszczenia - zwierza się ojcu. Jest szczęśliwy, że mieszkanie w dawnym domu leśnika udało się wykupić. Remontu się nie boi. W rodzinie Darek uchodzi za tzw. złotą rączkę. Wszystko potrafi zrobić.
Odjeżdża sześćset metrów od domu... Tu kończą się jego marzenia. Traci życie.
Widzi to Aneta I., która poboczem szosy idzie do sąsiadki. Jej uwagę zwraca wyjeżdżająca z bocznej drogi skoda. Tak to zapamiętała: - Kierowca jedzie gwałtownie, prawe koła auta toczą się po poboczu. Stanęłam bokiem, bojąc się potrącenia. Auto szybko mnie minęło. Potem zobaczyłam, jak potrąca jakiegoś człowieka. To znaczy widziałam przelatującą nad dachem skody postać, która po chwili zniknęła. Usłyszałam huk. Pobiegłam zobaczyć, co się dzieje, bo ten samochód...
przyśpieszył i odjechał
Z notatki policyjnej: „16 grudnia 2005 roku ok. godz. 19.45 w Brzozie, kierujący skodą favorit nietrzeźwy Tomasz Sz. (1,9 promila) najechał na jadącego poboczem rowerzystę Dariusza Beszczyńskiego. Kierowca nie zatrzymał się i nie udzielił pokrzywdzonemu pomocy. Wlokąc pod podwoziem jego rower, przejechał 350 metrów, zjechał na przeciwny pas ruchu i zderzył się z autem marki Polonez. Stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w ogrodzenie posesji. Obrażenia odnieśli trzej pasażerowie poloneza i kierowca skody”.
Tego dnia przed godz. 19 Anna Sz. usypia czteroletnią córkę. Dzwoni Tomasz Sz., jej mąż.
- Mówi, że to jest nasza ostatnia rozmowa, żegna się ze mną. Słyszę, że lżej mi będzie bez niego, że lepiej będę sobie radziła. Wyczułam, że jest pod wpływem alkoholu. Powiedziałam, że ma wrócić do domu. Wtedy się rozłączył - zeznaje Anna Sz. na sali sądowej.
Kolejny telefon od męża odebrała około godz. 20. - Miałem wypadek, jestem w Brzozie, jestem pijany, bardzo boli mnie noga, pomóż mi - usłyszała. Nie potraktowała go poważnie. Pomyślała, że siedzi gdzieś pijany i tak plecie, by ją przestraszyć. Zaniepokoił ją dopiero drugi telefon. W tle usłyszała głos kobiety. - Mówiła Tomaszowi, by się nie ruszał, bo karetka jest w drodze. Zadzwoniłam do teściów. Powiedzieli, że tam pojadą.
Anna Sz. zobaczyła męża, gdy był już w szpitalu. - Był blady i taki „dziki”. Zaczął mi opowiadać, że był na działce, chciał tam popełnić samobójstwo - podciąć sobie żyły, wbić nóż. Powiedział, że mamy tam jechać, bo zostawił kartkę do rodziny i znajomych.
Misja przywiezienia pożegnalnego listu spadła na Lecha Sz. - ojca Tomasza. Tak ją opisuje: - W nocy, około godziny trzeciej pojechaliśmy na działkę. Brama była otwarta, drzwi do altany - też. List leżał na stole obok wypalonych świeczek i dwóch noży. Na podłodze była rozbita...
butelka po piwie
- Pojechałem na działkę tylko w jednym celu - by odebrać sobie życie - wyzna pół roku później oskarżony. Na swoją obronę Tomasz Sz. przedstawi w sądzie taką wersję: - Na kartce zabranej z domu napisałem słowa pożegnania. Nie zmieściło się wszystko, więc znalazłem zeszyt i dokończyłem zapis. Poszukałem noży, położyłem je na stole. Próbowałem te noże, raz jeden, a potem drugi, wbić sobie w serce. Potem próbowałem przeciąć sobie żyły w nadgarstku. Przykładając noże do piersi strasznie krzyczałem. Wydawało mi się, że słyszę wielki hałas, chociaż dziś wiem, że panowała tam cisza. W końcu stwierdziłem, że skoro nie mogę sobie wbić tego noża, to wsiądę w samochód i pojadę, by się zabić. Nie pamiętam, jak wsiadałem do samochodu. Nie mogę z pełną odpowiedzialnością przyznać się do potrącenia rowerzysty, jak i do doprowadzenia do zderzenia z polonezem, albowiem z niezrozumiałych dla mnie przyczyn świadomość miałem wyłączoną i nie kontrolowałem rzeczywistości.
- A ja temu człowiekowi nie wierzę - oburza się Henryk Beszczyński, ojciec zabitego rowerzysty. Jest on oskarżycielem posiłkowym. Podobnie jak starszy brat Darka - Krzysztof. Obaj uważają, że Tomasz Sz. chce uniknąć sprawiedliwości. Tworzy wrażenie, że w chwili popełnienia przestępstwa miał ograniczoną poczytalność. Wskutek depresji, która miała go doprowadzić do samobójczej próby, oraz... alkoholizmu. - Przecież on ani jednego dnia nie spędził w areszcie - twierdzi Henryk Beszczyński. - Wozili go tylko...
od psychiatryka do psychiatryka
Najpierw Tomasz Sz. trafił do szpitala na oddział ortopedyczny, gdzie przeszedł operację uda. Potem trzymano go w szpitalu w Świeciu z rozpoznaniem „zaburzenia depresyjnego reaktywnego i zespołu zależności alkoholowej”. Rodzinę zabitego rowerzysty wzburzyło jedno zdanie wypowiedziane na rozprawie przez psychiatrę ze świeckiego szpitala: - Jeżeli w chwili wypadku oskarżony był w stanie epizodu depresyjnego, wywołanego czym innym niż wypadek, to ma to znaczenie dla oceny jego poczytalności - oznajmił lekarz. Odetchnęli, gdy sąd skierował Tomasza Sz. na obserwację psychiatryczną do Szczecina. Tam czworo biegłych stwierdziło, że nie rozpoznaje u Tomasza Sz. choroby psychicznej ani zespołu depresyjnego.
Na sali sądowej biegła Halina Jacewicz-Kramarz poszła dalej. Sprowokowana przez obrońcę oskarżonego (pytał, czy na poczytalność ma wpływ podjęcie decyzji o samobójstwie pod wpływem alkoholu), pozwoliła sobie na taki komentarz: - Oskarżony jest osobą inteligentną. Pracując w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nauczył się pewnych mechanizmów manipulowania. Nie ma w nim zgody na to, co się wydarzyło i szuka przyczyn lub usprawiedliwienia w ewentualnej chorobie. Jest to czysto psychologiczny mechanizm wyparcia.
Biegli uznali Tomasza Sz. za osobę impulsywną. Wykluczyli u niego „pomroczność” pod wpływem alkoholu. Wyjaśnili, że Sz. jest mało odporny na frustracje, nie radzi sobie z problemami, okazując agresję. Uspokaja się, m.in., pijąc alkohol.
Czy o jego problemach wiedzieli przełożeni? Z opinii, wydanej przez bydgoską delegaturę ABW (dla potrzeb śledztwa) wynika, że „postawa Sz. w służbie nie budziła zastrzeżeń. Miał on opinię funkcjonariusza zdyscyplinowanego. Z obowiązków wywiązywał się sumiennie. Był regularnie nagradzany premiami kwartalnymi”.
- Jak to się ma do zeznań Tomasza Sz., w których twierdził, że chciał się zabić, bo obawiał się zwolnienia z pracy? - pyta Henryk Beszczyński. - I jak należy traktować oświadczenie jego ojca, że nic nie wie o alkoholizmie syna, ani o jego wcześniejszych próbach samobójczych? Mówili o nich śledczym brat oskarżonego i jego żona.
W rzekome kłopoty rodzinne oskarżonego Henryk Beszczyński też nie wierzy. - Niedawno panu Sz. urodziło się kolejne dziecko, więc obrońca dowodzi, że jego klient ma świadomość odpowiedzialności za rodzinę i dlatego prób samobójczych już nie ponawia. To ja się zezłościłem i mówię: „Proszę wysokiego sądu, mój syn też był jedynym żywicielem dla czteroosobowej rodziny”.
Henryk Beszczyński nie ukrywa, że śmierć Darka wywróciła życie jego bliskich do góry nogami. - Starszy syn Darka wpadł w depresję, przestał się uczyć. Trzeba było iść z nim do psychologa. Wytłumaczyć, że wraz ze śmiercią ojca jego życie się nie kończy - wspomina. - Synowa - też cukiernik z zawodu - nie mogła podjąć pracy, bo musiała się zajmować schorowanymi rodzicami. Żyje teraz z dwoma synami z niewielkiej renty po Darku.
Dlatego Henryk Beszczyński będzie domagał się od Tomasza Sz. finansowego zadośćuczynienia za szkody, jakie poniosła jego rodzina. Jałmużnę - 1700 zł - którą Tomasz Sz. przysłał żonie Darka tuż przed procesem, rodzina odrzuciła. Zatrzymała list, w którym Tomasz Sz. wspomina o Bogu. „Chciałbym, żeby Państwo wiedzieli, że...
modlę się za Was
- pisze oskarżony. Prosi, by przyjęli od niego „ostatnie oszczędności” (1700 zł) , które prześle przekazem pocztowym. Zapewnia, żę podejmie każdą pracę, by ich wspomóc.
- Z tego, co usłyszałem na sali rozpraw, oskarżony nigdzie nie pracuje - mówi Henryk Beszczyński. - Nie chcę też, żeby Tomasz Sz. modlił się za naszą rodzinę. Niech sam prosi Boga, żeby mu wybaczył to, że nie czuje prawdziwej skruchy i chce uniknąć kary za to, co zrobił. Udaje, że gdy zabijał naszego syna, był niepoczytalny.
W sądzie nie przeszedł wniosek, aby oskarżonego poddać teraz kolejnej obserwacji w zakładzie psychiatrycznym. Zlecono za to biegłym wywiady z rodziną Tomasza Sz. - Czy to się nigdy nie skończy? - pyta Henryk Beszczyński. I jeszcze wierzy w sprawiedliwość.
Darek dał komuś życie
Na to zdjęcie syna Henryk Beszczyński spogląda najczęściej. Zrobił je w czasie świąt Bożego Narodzenia w 2003 roku. Spędzali je razem. Dwa lata później był pogrzeb syna. Zmarł 19 grudnia 2005 roku, trzy dni po wypadku. Miał 39 lat, osierocił dwoje dzieci. - Ale część Darka żyje - pociesza się jego ojciec i tłumaczy, co ma na myśli. - Kiedy nie było już szans na uratowanie syna, wyraziliśmy zgodę na pobranie jego organów do przeszczepu. Wiem, że komuś uratowały życie. Lekarka powiedziała mi potem: „Pana Darek chodzi teraz po Bydgoszczy. Przeszczep się udał”. Chciałbym kiedyś poznać tego człowieka.
Grażyna Ostropolska, Nowości, 30 Stycznia 2009
Komentarze użytkowników (1) |
Ala,
2009-02-18 14:36:43
Straszne...Smutne.Żadna kara życia nie zwróci panu Darkowi ale niech ten wstrętny typ do końca życia płaci rodzinie.Przecież to przez niego ich życie znacznie się pogorszyło. Nakaz pracy mu zasądzić!Istnieje jeszcze coś takiego? Lepsze to niż wylegiwanie się w celi. |
Dodaj swój komentarz: |
2024-10-22 21:55 Rowerowa Masa Krytyczna - 26 października 2024 r. |
2024-09-26 21:46 Pismo do GDDKiA oddział Bydgoszcz w sprawie projektu rozbudowy DK 91 pomiędzy Toruniem a Łysomicami |
Stowarzyszenie ROWEROWY TORUŃ działa na rzecz powstawania odpowiedniej infrastruktury rowerowej.
konto bankowe BGŻ S.A. 71203000451110000002819490 NIP: 9562231407 Regon: 340487237 KRS: 0000299242