Ludzie drogi, pasjonaci i marzyciele.
- Good morning. I’m ready to go.
- Good morning 22, I’ve got you down.
- Rog, rog. (Skrót od słowa „roger”, który znaczy :odebrałem, zrozumiałem.)
Dla dużej liczby kurierów rowerowych w Londynie dziewiąta rano jest momentem zgłoszenia się do pracy. Niektórzy robią to kończąc w pośpiechu śniadanie, inni właśnie przekraczają wraz z rowerem próg domu, jeszcze inni są już w drodze do centrum bądź są już na miejscu czekając na pierwsze zlecenie. Może brzmieć to trochę dziwnie, że ktoś zgłasza się do pracy zakładając właśnie spodnie i zapalając porannego papierosa. Otóż kurierstwo to specyficzna praca, można by rzec jedyna w swoim rodzaju, podobnie jak ci, którzy ją wykonują.
Kurier jest swoistą hybrydą, człowiek-rower, a jego praca to 10 do 11 godzin przedzierania się przez miejską dżunglę w celu dostarczenia paczek w jak najkrótszym czasie. W pracy, którą wykonuje jest niezależną jednostką, nie ma nikogo kto nad nim stoi, jest wolny, zlecenia dostaje przez radio i to ono jest jedynym łącznikiem z jego firmą. Gdy już otrzyma zlecenie sam wybiera drogę, która doprowadzi go do jego zrealizowania, gdy zleceń nie ma robi to na co ma ochotę. Nawet z oficjalnego punktu widzenia kurier jest niezależny, gdyż jest jednostką samo-zatrudnioną, firma zapewnia mu jedynie zlecenia. Londyn jest ogromnym miastem, mimo że posłańcy rowerowi obsługują tylko centrum ( przede wszystkim pierwszą i drugą strefę) to i tak przejazd między dwoma skrajnymi punktami tego obszaru zajmuje sprawnemu gońcowi 30 do 40 min czyli jest to około 10 kilometrów, zatłoczonych, zakorkowanych ulic. Poruszanie się w takim ruchu na rowerze wymaga pełnej i nieprzerwanej koncentracji, dlatego też dla wielu ludzi mieszkających w Londynie niemożliwe jest wykonywanie tej pracy. Przytoczę tu słowa mojego dobrego znajomego: „To nie dla mnie, zaraz bym się zamyślił i wylądował na jakimś samochodzie, za dużo bujam w obłokach by móc to robić”. Z własnego doświadczenia wiem, iż jest w tych słowach wiele prawdy. Początki w kurierstwie nie są łatwe, najtrudniejsze jest chyba odważyć się na zajęcie czymś nowym, a następnie znalezienie firmy, która zatrudniła by niedoświadczoną jednostkę. Początkowo otrzymuje się niewiele zleceń, sześć do ośmiu dziennie, pojawiają się duże trudności ze zrozumieniem kontrolera przez radio, zwłaszcza w przypadku gdy świeży kurier jest obcokrajowcem. Kolejna rzecz to poznanie miasta, zdarza się, że na jednym zleceniu trzeba spojrzeć na mapę cztery i więcej razy, by dotrzeć na odpowiednią ulicę, a potem jeszcze pół godziny szuka się odpowiedniego budynku. Stopniowo jednak z każdym dniem i tygodniem w głowie pojawia się coraz dokładniejsza mapa miasta, nabiera się kondycji, poznaje ulice oraz ich system numeracji, dowiaduje się co jest potrzebne do efektywniejszego wykonywania pracy, w czym bardzo pomocni bywają koledzy po fachu. Jednak najważniejszym warunkiem jest lubić jeździć, bo bez tego ta praca jest nic nie warta.
Biorę rower, znoszę go wąską klatką schodową z drugiego piętra dość obskurnego bloku. Wyruszam na ulicę, kolejny dzień pracy. Pada deszcz, świeci słońce, jest upalnie, wieje silny wiatr, któremu chwilami z trudnością się przeciwstawiam, to znów pcha on mnie do przodu, bądź spycha na samochody, jest mgła, zimno i wilgotno...
Praca kuriera to ciągłe przemieszczanie się, gdy słyszy się o tym pierwszy raz, nasuwają się myśli, że to bardzo przyjemne zajęcie – jeździć sobie na rowerze na „świeżym” powietrzu i jest w tym wiele prawdy, ale człowiek jest też stale wystawiony na siły przyrody, warunki pogodowe, które nie zawsze sprzyjają, a np. deszcz czy wilgoć oddziałują na rowerzystę ze zwielokrotnioną siłą. Najbardziej moknie się od wody pryskającej z pod kół roweru oraz pozostałych uczestników ruchu, nie od padającego deszczu. Podobnie jest z powiewem chłodu, który z powodu pędu staje się znacznie bardziej przenikliwy. To wszystko ma tak naprawdę bardzo niewielkie znaczenie gdy jednorazowo przejeżdża się z miejsca na miejsce, natomiast w sytuacji gdy jeździ się przez cały dzień jest to sprawa bardzo poważna. W ten sposób dochodzimy do kolejnego bardzo istotnego elementu kurierstwa - ekwipunku. Kurierzy w większości wypadków bardzo dbają o to żeby ich sprzęt był jak najmniej zawodny. Na podstawowy ekwipunek gońca rowerowego składają się: torba, która jest stworzona specjalnie do tego zawodu, bardzo wytrzymała, wodoodporna, zawieszana na jednym ramieniu. Specjalne spodenki rowerowe z poduszką w kroku, często lajkrowe bluzki, bluzy wiatro-odporne oraz tym podobne ubrania na ekstremalną pogodę. Wodoodporna kurtka, spodnie i skarpetki, czasem także rękawiczki (w okresie zimowym), zestaw podstawowych narzędzi, mała mapa Londynu (w postaci książeczki) oraz wiele dodatkowych małych pokrowców, torebek na pasku i tym podobnych „gadżetów”, w których kurierzy się miłują. Także buty stanowią istotną kwestię w wyposażeniu, jako że bardzo duży procent tych rowerzystów używa butów rowerowych na klipsy, będąc w ten sposób połączonymi ze swym wehikułem. Do tego dochodzi Radio, telefon komórkowy oraz notatnik, bądź coraz częściej palmtop, na który przychodzą nowe zlecenia. Jest to swego rodzaju podstawowy zestaw narzędzi pracy uzupełniany osobistymi preferencjami poszczególnych jeźdźców. Cały ten przenośny warsztat pracy sprawia, iż w większości wypadków postać kuriera wyraźnie odróżnia się od innych rowerzystów, w pewnym sensie ta mała grupa zawodowa wytworzyła jedyną w swoim rodzaju modę, która łączy pewną „estetykę rowerową” i pragmatyzm dając niezwykły rezultat. Posłańcy świadomi są tej mody i nie ukrywają pewnego rodzaju dumy i zadowolenia jaką ona im daje.
Poranna droga do centrum. Cieszę się znów siedząc na rowerze, pędzę ulicami, głęboko oddycham rannym powietrzem, które ma w sobie jeszcze odrobinę świeżości świtu, wiem, że potem z każdą godziną będzie się ono stawać coraz gęstsze, coraz bardziej przesiąknięte spalinami. Rower daje mi poczucie, iż jestem panem ulicy. Szum opon po asfalcie, bezgłośne poruszanie się dobrze nasmarowanego łańcucha i zębatek, prędkość i świadomość, że mój wytrwały towarzysz, mój wspólnik, rower który wraz ze mną dzierży małą cząstkę odpowiedzialności za moje życie jest gotów zareagować na każdy mój ruch, w pełni sprawny, dopasowany do mojego ciała niczym wygodne ubranie. Mój wierny przyjaciel...
Rower – drugi poza kurierem, podstawowy element tego zawodu. Dla wielu kurierów pasja rowerowa jest głównym powodem wykonywania tej, a nie innej pracy. W końcu jak na warunki angielskie zarobki nie są wysokie, a prestiż, czy możliwość kariery zawodowej żadne. Jednak sam fakt, iż można zarabiać, jeżdżąc przez cały dzień na rowerze, czyli robiąc to co się lubi, jest wystarczającym zadość uczynieniem. W tej pracy rower przestaje być zwykłym przedmiotem, wpinając zatrzaski w pedały rowerzysta łączy się ze swym nośnikiem, a po tak długim czasie spędzonym na tym jednośladzie rodzi się więź. Sam byłem świadkiem jak jeden z kurierów po tym jak pękła mu rama, wiózł ją na plecach 120 kilometrów, aby dać jej godny „pochówek” wrzucając ją do morza. Robiąc to wszedł po szyje w głąb morza i dopiero tam porzucił swoją ukochaną, lecz już „martwą” towarzyszkę. Jest to może skrajny przypadek, ale wielu kurierów ma podobne odczucia w związku ze swoimi rowerami. Dbają o nie, stale wymieniają części na lepsze, lżejsze, ładniejsze. Jak napisano w jednym z londyńskich brukowców „Evning Standard” choć zgadzam się w tym punkcie, mianowicie, iż rower kurierski wygląda niepozornie, ale jego wartość równa jest wartości małego samochodu. Niektórzy z posłańców, z którymi rozmawiałem mieli ramy budowane na specjalne zamówienie, tak aby doskonale pasowały do budowy ciała danej osoby. Istnieje pewien „ideał” roweru kurierskiego, który przez wielu gońców jest stosowany: zazwyczaj rower taki budowany jest na ramie do wyścigów torowych, jest on maksymalnie „odchudzony” z wszelkiego dodatkowego sprzętu, bez przerzutek,. Jedną z najważniejszych charakterystyk takiego bicyklu jest tzw. sztywne koło, które sprawia, że łańcuch jest maksymalnie naciągnięty, a pedały kręcą się razem z kołem, daje to wielkie wyczucie roweru, ale stwarza też pewne zagrożenia i niedogodności. Inną kwestią w tych rowerach są hamulce, gdyż z powodu sztywnego koła brak jest hamulca tylnego, natomiast przedni nie zawsze jest stosowany. Pewna grupa kurierów nie używa hamulców wcale, ich jedynym sposobem na zahamowanie jest zatrzymanie tylnego koła poprzez zatrzymanie pedałów, a w sytuacji gdy te dwa elementy są tak ściśle ze sobą sprzężone nie jest to łatwą sztuką. Dzięki takiej konstrukcji, rowery kurierskie są niesamowicie lekkie (ok. 5-6 kg.), a ma to wielki znaczenie w jeździe miejskiej. Ostatecznie jednak rower jest narzędziem, które nabiera wartości w momencie gdy dostaje się w ręce kogoś kto potrafi dobrze je wykorzystać, a doświadczony kurier jest najszybciej i najsprawniej przemieszczającą się jednostką w centrum zatłoczonego miasta.
Centrum, siedzę na ławce wraz z kilkoma innymi kurierami czekając na pierwsze zlecenie. Moi znajomi popijają poranną kawę ćmiąc przy tym skręta. Jest to dla nich bardzo ważny element inaugurujący początek kolejnego dnia, rytuał ,dla mnie jako osoby, która ani nie pali ani nie pije kawy, nie do końca zrozumiały, mimo swej powszechności. W końcu w radiu słyszę głos kontrolera wywołujący mój numer. W pośpiech zapisuję podawane mi informacje dotyczące pracy. Nie zdążyłem... Proszę o powtórzenie. Głos już nie taki sam, bo z nutką zniecierpliwienia i irytacji podaje mi szczegóły. Wskakuje na rower i „frunę” przez miasto kierowany wewnętrzną mapą, która z każdym kolejnym tygodniem pracy staje się dokładniejsza. Czerwone światło, ulice jednokierunkowe przemierzane pod prąd, chodniki...
Przepisy otrzymują nowe znaczenie, są negocjowalne. Zadanie kuriera polega na tym by jak najszybciej odebrać i dostarczyć paczkę, dlatego jadąc łamie on wszystkie przepisy, które mogą go spowolnić w drodze. Przepisy drogowe tracą znaczenie, a posłaniec kieruje się własną świadomością sytuacji na drodze i do niej dostosowuje możliwości „przedarcia się przez napotkane „przeszkody” w postaci czerwonych świateł, dróg jednokierunkowych itp. Wymaga to jednak ciągłego natężenia uwagi, która musi obejmować wszystko co dzieje się na ulicy, włącznie z upewnieniem się czy gdzieś w pobliżu nie czyha policja. Kurierzy bowiem nie są lubiani przez Londyńską Policję, świadomą na czym ta praca polega, ale, co zrozumiałe, przedkładającą respektowanie przepisów ponad to zrozumienie. Specjalnie w celu kontrolowania ruchu na poziomie rowerów zostały powołane jednostki policyjne poruszające się na rowerach, szczególnie wyczulone na posłańców. W ten sposób na pewnym poziomie kurierstwo staje się zabawą w kotka i myszkę. Należało by tu jednak naświetlić sprawę także od drugiej strony, a mianowicie jak taki sposób jazdy, przez wielu nazywany „agresywnym” odbierany jest przez ludzi z zewnątrz. Otóż gońcy nie są lubiani, powszechnie uważa się, że powodują oni niebezpieczne sytuacje na drogach, narażają pieszych na wiele stresu i nie wiele robią sobie z upomnień. Jest w tym wiele prawdy, choć na podstawie własnych obserwacji uważam, że kurierzy są jednymi z najuważniejszych uczestników ruchu ulicznego choć oczywiści oni też popełniają błędy. Mam czasem wrażenie, że ta opinia jest w pewnym stopniu wynikiem zazdrości żywionej przede wszystkim przez kierowców uwięzionych w powolnym ruchu i grzęznących w korkach ulicznych, czasem na całe godziny.
Wielki biurowiec. Od razu udaje się na tyły budynku gdzie znajduje się wejście do „poust room” czyli pomieszczenia gdzie wydawane i odbierane są paczki. Podaje kontakt i miejsce zaadresowania paczki. Po chwili pracownik wraca z dużą kopertą, w której kształcie, a potem dotyku rozpoznaje wypchany kartkami segregator. Ciężki ładunek, a przecież to dopiero początek, jak wiele razy jeździłem z torbą wypchaną po brzegi tak, że ledwo się dopinała, a jej ciężar utrudniał mi oddychanie. Książki, ubrania, sztuczne szczęki, portfolia, zdjęcia, dokumenty, czeki...Wszystko co zmieści się do torby.
Kurierstwo niesie w sobie wiele niespodzianek, począwszy na zleceniu, które się otrzyma, a skończywszy na pensji. Goniec nie ma stałej godzinowej stawki, pieniądze są mu liczone od wykonanego zlecenia, a tych jest wiele różnych rodzajów. Stawki zależą od odległości, która liczona jest wg kodów pocztowych, oraz rodzaju zlecenia: standardowe, tzw. wait and return, polegające na dowiezieniu paczki na miejsce, chwili czekania i powrocie z inną paczką do miejsca, z którego odebrało się tą pierwszą (niejednokrotnie czas czekania się wydłuża dochodząc nawet do kilku godzin). To tylko dwa podstawowe rodzaje zleceń, ale i w nich zachodzą różne wariacje. Ostatecznie pensja z tygodnia jest znana kurierowi tylko w przybliżeniu, na tyle na ile sam był w stanie ją sobie obliczyć, lecz z doświadczenia wiem, że zapłata może daleko odbiegać od spodziewanej sumy, co dodaje tej pracy dodatkowego „dreszczyku” emocji. Kolejną czasami zaskakującą rzeczą są przedmioty, które kurier ma przewieźć. Poza różnej wielkości kopertami, trafiają się ubrania z najdroższych londyńskich sklepów, perfumy torebki, okulary, czekoladki, sztuczne szczęki, obrazy, oraz wiele innych. W moim wypadku jednym z dziwniejszych ładunków była czaszka z ruchomą szczęką (oczywiście sztuczna). Mój znajomy z firmy w wywiadzie dla pewnej gazety zapytany o najdziwniejszą paczkę powiedział: „Miałem do odebrania wibratory z sex shopu na Soho by dostarczyć je na sesje zdjęciową. Niestety nie zostałem wpuszczony do środka. Dostarczałem jakąś damską bieliznę na sesje zdjęć bielizny, którą odebrała ode mnie modelka wysoka na 6 stóp nie mając na sobie nic prócz majtek.”
Kolejna paczka, droga, podpis odbiorcy. Torba to napełnia się to jest opróżniana, czas płynie, lancz, chodniki pełne ludzi w garniturach o poważnych minach, nieobecnych, jak gdyby stąpanie po chodniku raniło ich dumę. Nagle jakiś kurier minął człowieka o centymetr, przestrach, wybudzenie, przez kilka minut będzie uważniej przechodził przez ulicę, potem znów zaśnie, zapomni. W końcu torba pusta, jeżdżę chwilę bez celu, aż docieram do jednego z miejsc gdzie kurierzy , gdy nie ma zleceń, odpoczywają i spotykają się z towarzyszami po fachu. Widzę chłopaków i dziewczyny, mężczyzn i kobiety w różnym wieku, z różnych rejonów świata, wszyscy połączeni wspólną pasją.
Posłańcy rowerowi to ludzie, każdej płci, w wieku od około 18 do 60 lat, są to osoby wszelkich nacji i o wykształceniu od żadnego po magistrów, a może i doktorów. Można by rzec, że jedyne co decyduje o podjęciu takiej pracy to właśnie pasja do rowerów, pragnienie ruchu, niezależności, a na pewnym poziomie także uzależnienie od ryzyka, adrenaliny. We wspomnianym już wywiadzie, John, doświadczony goniec powiedział o kurierach, że są oni endorfinowymi maniakami. W samej tej grupie można jednak dokonać pewnych podziałów, oczywiście nie oddadzą one w pełni bogactwa charakterów ludzi zatrudnionych w tej branży, niemniej da pewien zarys. Jak w każdym zawodzie są ludzie, którzy traktują kurierstwo jako najzwyklejszą pracę (zwykle tymczasową), może nawet nie do końca ją lubiąc, jest to zdecydowana mniejszość i zazwyczaj szybko rezygnują. Są posłańcy lubiący swoją pracę i jazdę na rowerze, choć bez egzaltacji. Spokojnie wykonują swoje zadanie, nie integrując się nazbyt z innymi cyklistami i nie angażując się w często organizowane imprezy i spotkania kurierskie. Takich osób jest dosyć dużo, porównywalnie do grupy ostatniej, w której umieszczam pasjonatów „żyjących” rowerami i wykonywaną pracą. Są to ludzie organizujący i uczestniczący w różnych spotkaniach, wyjazdach rowerowych w czasie weekendów, zrzeszonych członków Stowarzyszenia Londyńskich Posłańców Rowerowych w skrócie LBMA. Ta grupa ludzi w pewnym sensie tworzy trzon kurierstwa, są silnie z solidaryzowani, inaugurują wiele działań, spotykają się w grupach w wyznaczonych miejscach w czasie pracy, organizują wyścigi zwane „AlleyCat”, jako stowarzyszenie prowadzą dialog z władzami miasta i policją, a po pracy zjeżdżają się do pubu by porozmawiać, radować się obecnością ludzi o tych samych zamiłowaniach, sprawiają, że gońcy są widoczni i podkreślają ich odrębność, nie czynią jednak swojej grupy zamkniętą.
„22”- słyszę głos kontrolera w radiu, odpowiadam, kolejne zlecenie, lecz tym razem jedno z tych, które zalicza się do beznadziejnych używając łagodnych słów. Na końcu otrzymywania takich prac zwykle słyszę „ty jesteś najbliżej”, „nie mam nikogo innego kto mógłby to zrobić”, albo jeszcze przed podaniem danych „ przepraszam, ale...”. Następnie jadę w jakieś odległe miejsce, przedzieram się przez zatłoczony „West End” pełen turystów, którzy niczym woda przelewają się przez krawężniki i zatapiają ulicę. Najgorsi są wśród nich Japończycy którzy obwieszeni aparatami nawet nie wiedzą, że wchodzą na ulicę, że prawie zostali rozjechani, bądź potrąceni przez rowerzystę, który ledwo ich ominął manewrując między samochodami. I czuję jak narasta we mnie fala złości: na kontrolera, że dał mi beznadziejną pracę, na przechodniów na ruch uliczny. Ta złość dodaje mi prędkości, jest w niej agresja, aż w końcu ktoś znów zachodzi mi drogę, przeklinam, krzyczę na ignoranta, choć tak naprawdę to nie jego wina, on był tylko zapalnikiem bomby która była gotowa do wybuchu.
W pracy kuriera powstaje wiele napięć, a jednocześnie wymaga ona dużo dystansu i spokoju emocjonalnego, gdyż jest to w pewnym sensie praca zespołowa, a dokładnie zespół składa się z dwóch osób: kontrolera i posłańca. Ruch uliczny potrafi niejednokrotnie wytrącić człowieka z równowagi w czasie krótkiego przejazdu przez miasto, ale gdy spędza się cały dzień w obszarze największego natężenia ruchu można zupełnie stracić cierpliwość. Nie mniej kurierzy radzą sobie z tym lepiej bądź gorzej, a każdy ma swój własny sposób. Przytoczę tu historię mojego przyjaciela, który, gdy miał już dość i tracił cierpliwość jechał na Oxford Street, będącej najbardziej zatłoczoną przez turystów ulicą i tam wydzierał się i przeklinał na każdego kto wyszedł mu na drogę (na tej ulicy zdarza się to w obfitości). Po takim przejeździe stawał się zrelaksowany i wracał mu doskonały nastrój. Poza ruchem ulicznym wiele napięć powstaje w relacji kurier - kontroler i w tym miejscu najbardziej trzeba dbać o zachowanie spokoju i dystansu. Jest tak, ponieważ to od kontrolera zależy ile ostatecznie goniec zarobi, czy zlecenia jakie dostanie będą dobrze skoordynowane czy też rowerzysta najeździ dużo robiąc przy tym niewiele pieniędzy. W tym miejscu myślę, że należało by wspomnieć na czym polega praca kontrolera. Jest on jedyną osobą z firmy, z którą kurier ma w czasie dnia kontakt. Człowiek ten siedzi przed komputerem z słuchawkami na uszach, w nich słychać zgłaszających się posłańców. Na monitorze pojawiają się nowe zlecenia porozrzucane po całym mieście. Kontroler musi dać kurierowi, który jest w danym miejscu prace z tego obszaru, dbając przy tym by w skali dnia wszyscy, a w jednej firmie jest od kilku do nawet kilkudziesięciu rowerzystów, wykonali zbliżoną liczbę zleceń, by nikt nie czuł się pokrzywdzony. Robiąc to uwzględnia umiejętności danego kuriera, jego szybkość, to czy jest w pobliżu, ile przesyłek już wiezie i dokąd, czy będzie gońcowi po drodze, czy też będzie musiał zboczyć itd. Jednym słowem jest to złożone zajęcie, wymagające dużo odpowiedzialności, które naraża człowieka na bycie oskarżanym o niesprawiedliwość, stronniczość, kwestionowanie jego decyzji. Jednocześnie pozycja ta daje pewną władzę, dla tego, przede wszystkim kurierzy dbają o to by ich relacje z kontrolerem był dobre, bądź neutralne, nie prowokując napięć między stronami. Z rozmów i doświadczenia wiem, że napięcia mimo wszystko powstają, ludzie mają swoje gorsze dni, ponoszą ich emocje, ważne jest by obie strony przywracały zgodę, w przeciwnym razie zazwyczaj kończy się to zmianą firmy przez kuriera.
Dzień zbliża się ku końcowi, wiele zleceń, o dziwo im później po południu tym coraz szybciej jeżdżę, to ciało myśli, że w ten sposób szybciej nadejdzie czas odpoczynku. Prosta droga, jadę z dużą prędkością, coś mignęło mi po prawej stronie, lekkie szturnięcie i nawet nie wiem kiedy z całą prędkością uderzam o asfalt, a pęd przeciąga mnie po nim jeszcze kilka metrów.
Leżę, widzę kogoś nad sobą, zobaczył, że się ruszyłem, „to twoja wina, trzeba było patrzeć, to twoja wina” mówi i odchodzi. Bardzo powoli wyplątuje się z roweru, ktoś z chodnika pyta „nic ci nie jest?” ledwo odpowiadam „w porządku” staje wreszcie na nogi, zaczynam powoli czuć ból, sprawdzam rower... na szczęście cały. Wskakuje na rower i ruszam, ból nasila się, oglądam siebie: zdarte do krwi palce, podarta na ramieniu kurtka, z pod postrzępionej powłoki także ból, czuję jak spodnie na kolanie nasiąkają ciepłą cieczą... Cóż, uroki pracy, musiałem się zamyślić.
Przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych statystyki dowiodły, iż kurierstwo rowerowe jest drugim najniebezpieczniejszym zawodem w USA. W Europie, pomimo, że nie słyszałem o żadnych badaniach na ten temat, nie jest to zawód uznawany za aż tak niebezpieczny, nie mniej zagrożenia pozostają. W czasie dnia pracy dochodzi do bardzo wielu sytuacji grożących wypadkiem, na szczęście większości z nich udaje się uniknąć. Niema dnia żeby jakiś kurier nie uległ wypadkowi, lecz zazwyczaj kończą się one siniakami, zdartą skórą itp. Odkąd istnieje kurierstwo rowerowe w Londynie, czyli w przeciągu nieco ponad dwudziestu lat, w czasie pracy zginęło siedmiu posłańców, wszyscy pod kołami ciężarówek. Ostatni kurier zginął jesienią 2003 roku, był Polakiem i doświadczonym rowerzystą. Każda praca niesie w sobie pewne ryzyko, w kurierstwie jest ono dużo większe niż w wypadku wielu innych zawodów, świadomość tego nie zniechęca posłańców, a w pewnym sensie jest zachętą oferując zajęcie ryzykowne, zapewniające szeroką gamę emocji.
Ostatnie zlecenie. Zrelaksowany spokojnie podążam w kierunku pubu, który stopniowo gdzieś u zarania kurierstwa gromadził gońców, aż stał się pubem kurierskim, gdzie po pracy regularni spotyka się spora grupa posłańców. „Duke of York” , którego wszystkie ściany oraz chodniki wokół obstawione są w piątkowy wieczór rowerami jest miejscem jedynym w swoim rodzaju. Przypinam rower do barierki jakieś dwadzieścia metrów dalej wzdłuż ulicy, bliżej wszystko jest już zastawione. Cały chodnik i boczna alejka wypełnione są ludźmi. Torby kurierskie, stukot sztywnych podeszw butów rowerowych, piwo, papierosy, niżej w głąb alejki marihuana, haszysz itd. Szukam znajomych twarzy. „Witaj Brice, jak minął dzień” Zaczynają się opowieści o wypadkach, dziwnych zleceniach, głupocie kierowców, a w szczególności taksówkarzy, planowanych imprezach i bardziej osobiste, o życiu.
Posłańcy… „są oni (...) w tej nielicznej mniejszości szczęściarzy, którzy wybrali robienie tego samego w czasie wolnym, co wykonują w swej codziennej pracy.” Sprawdza się to zwłaszcza w wypadku tych prawdziwych pasjonatów. Poza spotkaniami w pubie po pracy raz na miesiąc, w piątkowy wieczór organizowane są wyścigi kurierskie „AlleyCat”. Są to nielegalne zawody, które w swej istocie silnie nawiązują do zawodu gońca. Wyścig taki wygląda następująco: o ustalonej godzinie uczestnicy, którzy wcześniej zapłacili wpisowe, stawiają się w wyznaczonym miejscu. Tam czeka już jeden z organizatorów, wszyscy opierają swoje rowery gdzieś z boku i zbierają się wokół prowadzącego, Ten pyta czy wszyscy są gotowi i wykrzykuje nazwę miejsca (zazwyczaj róg dwóch ulic) dokąd trzeba dotrzeć by dostać kolejne wytyczne. W tym momencie wszyscy biegną do rowerów i chmarą ruszają. Zazwyczaj połowa nie wie gdzie jechać i stara się trzymać grupy prowadzącej. Pierwsze chwile wyścigu to prawdziwe szaleństwo. Rowerzyści nie zwracają uwagi na nic, pędzą, samochody hamują przed nimi z piskiem. Czasem się okazuje, że prowadzący wbrew oczekiwaniom nie znają drogi, wkrótce grupa się rozprasza, każdy wybiera drogę uznaną przez niego za najszybszą. Trasa potrafi składać się z wielu punktów kontrolnych, nikt z uczestników nie wie jak jest długa. Pierwsi zostają nagradzani, zazwyczaj nie wszyscy kończą zawody. Po wyścigu zawsze odbywa się impreza, często do rana. Na niej rozdawane są nagrody i prawie każdy coś dostaje. Wszystkie one są akcesoriami rowerowymi. Każdego roku odbywają się także wyścigi międzynarodowe, do największych należą Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Europy. Kolejnym sposobem spędzania wolnego czasu przez kurierów są weekendowe wyprawy, które często odbywają się w nocy. Trasa takich wyjazdów przebiega wąskimi bocznymi uliczkami Anglii, a jej długość może wahać się od stu do dwustu kilometrów. Przejażdżka taka jest wspaniałym doświadczeniem, dla amatorów rowerowych, bardziej liczy się w niej sama jazda niż cel podróży. Dla kurierów jest to także powiew świeżości po ciągłym przebywaniu w chmurze spalin samochodowych centrum Londynu. Zazwyczaj spotkanie jest ustalone na 22:00 w sobotę, w jakimś parku, albo przy pubie. Kurierzy przybywają w różnych liczbach, jednak wszyscy wyposażeni w duże ilości lampek, z torbą wypchaną jedzeniem i ciepłymi ubraniami. Czasem ktoś bierze ze sobą jakąś instalacje muzyczną i cała trasa przebiega przy akompaniamencie muzyki co bardzo pomaga w takiej jeździe. Tempo dopasowane jest tak by wszyscy nadążyli, bo nie są to wyścigi, lecz coś co ma dać pełnie przyjemności z jazdy. Takim wyprawom towarzyszy często wiele przygód: zgubienie jednego z uczestników, stłuczki, szybkie naprawy. Często przeradzają się one w swoistą manifestacje rowerową, np. przejeżdżając przez każdą wioskę (w środku nocy), grupa 25 rowerzystów zaczyna wydawać dźwięki zwierząt, każdy po swojemu, lecz jednocześnie wszyscy na pełne gardło. Jest to wspaniała zabawa dla uczestników, trudno powiedzieć co myślą o tym mieszkańcy wspomnianych miejsc. Po dotarciu do wyznaczonego celu wszyscy relaksują się np. leżąc na plaży z kubkiem kawy, śpiąc, poczym zazwyczaj udają się do pubu. Powrót jest zawsze we własnym zakresie, z reguły jednak wszyscy wracają pociągiem w kilku grupach, ponieważ nie można do jednego pociągu wstawić 20 rowerów. Bez względu na to czy odbywają się w danym momencie jakieś imprezy kurierskie czy nie, ludzie ci poza pracą do większości miejsc udają się na rowerze. Jest to ich podstawowy środek transportu raczej z wyboru niż jakiegoś nie określonego przymusu. W przypadku ruchu miejskiego jest szybszy, tańszy i dający gwarancję nie wplątania się w korki. W ten sposób rower kuriera jest obecny w całym jego życiu, związany z zarabianiem, przyjemnościami, przyjaciółmi, staje się Bóstwem nie jako przedmiot, ale jako idea.
Dopijam colę, jest późno, wracam do domu. Na wieczór wychodzi zmęczenie, pobolewają pośladki umęczone całym tygodniem pracy, czas odpoczynku.
Często okazuje się, że po kilku latach wykonywania tej pracy ludzie zaczynają mieć dość. Są zmęczeni niepewnością pensji, humorami kontrolera, który też miewa gorsze dni, nieuważnymi pieszymi, tym, iż praca ta pochłania cały dzień od rana do wieczora, a potem nie na wiele już starcza sił. W pewnym momencie rezygnują, przekwalifikowują się, odnajdują coś spokojniejszego, bardziej pewnego. Nie jest tak ze wszystkimi, ale ze zdecydowaną większością owszem. Ostatecznie nie trzeba być kurierem, aby jeździć na rowerze, bo ten zazwyczaj pozostaje towarzyszem tych ludzi dopóty, dopóki są w stanie jeździć.
Kurierzy to ludzie odważni, którzy nie boją się robić tego co kochają, nawet kosztem skromniejszego życia, lubią towarzystwo, zabawy, są pełni szalonych pomysłów. Zachowują się niczym dzieci, których zabawką jest rower. Chwalą się nowymi częściami, sztuczkami, popisują się na ulicach. Jednocześnie duża część tych ludzi świadomie wybrała odmienny styl życia: wielu nie płaci podatków, mieszkają na squotach, podróżują, podążają za swoimi marzeniami, nie wychodząc myślami nazbyt daleko w przyszłość. Istnieją na marginesie społeczeństwa, a jednocześnie mają swój wkład w kulturę, tworząc swoisty folklor kurierski.
Oto jest pewien zarys, pewna historia o ludziach ulicy i pasjonatach pewnej wąskiej dziedziny. Nie wyczerpuje ona tematu i myślę, że niemożliwym jest oddać pełen obraz grupy, czy nawet pojedynczego człowieka, gdy istota ludzka pozostaje nawet dla samej siebie niezgłębioną tajemnicą.
Własne badania i rozmowy przeprowadzone wśród kurierów w Londynie w okresach letnich 2002, 2003 oraz 2005 roku.
Mark Hedley
2005 Easy rider, SM, nr 9, s. 70-71.
Strony internetowe:
Komentarze użytkowników (11) |
radar,
2007-09-23 17:21:27
super artykuł
faktycznie coś w tym jest... ...kurierzy hmmm 8) |
stefanolszewski,
2008-04-13 21:04:12
Ty, Londyński Kurierze, czytałem Twoje refleksje z autentycznym zainteresowaniem. Mam swoje doświadczenia zagraniczne (Niemcy) i widzę dużo zbieżności w międzynarodowych "jobach kurierskich". Twoje refleksje (reportaż?)są pisane poprawną polszczyzną (no... z uwagami). Zrób z tego użytek publicystyczny. Zacznij w internecie na polskich portalach zagranicznych, a później wyślij swoje refleksje do polskich redakcji (różnego autoramentu, zresztą ).
Życzę Ci powodzenia, nie tylko w kurierstwie rowerowym (załóż firmę pakietową). Pozdrawiam Stefan :evil :evil |
stefanolszewski,
2008-04-13 21:07:48
Radar, chyba tylko Ty i ja czytaliśmy "londyńskiego kuriera". faktycznie, super spostrzeżenia w londyńskiej codzienności. |
aaaaaaaaa,
2008-04-14 10:33:31
lol czemu to jest nie kolorowe ? (!) |
pietruch,
2008-04-14 21:12:28
Super sie czytalo. Tym bardziej, ze od jakiegos czasu poruszam sie w Anglii rowerem, co prawda nie w Londynie, ale duzo mniejszym miescie i nie jako kurier ale zawsze ;D Dzieki, ze dodaliscie komentarze bo bym nie wpadl na ten art |
IvanMTB,
2008-11-30 23:56:21
Klaniam,
Interesujacy art. Trche kontrowersyjne tlumaczenie "sztywne kolo", bardziej pasowaloby dobzre znane "ostre kolo". Poza tym zadnych zastzrerzen... No moze jeszcze te 5-cio kilogramowe rowery Moj ostrzak wazy 9-tke i jest OK. Pozdrawki dla wszystkich kurierow i fanow fixed gear. OSTRO! I. (nie kurier) Coventry UK |
Pcheła,
2008-12-07 00:13:12
Dobry artykuł, czytałem go z lekką nutką zazdrości |
yo-os,
2009-08-10 15:41:03
Sam się zastanawiam nad tym zajęciem - więc artykuł zarówno ciekawy, jak i bezpośrednio użyteczny. Odnośnie poprawności gramatycznej itp. to byłoby Trochę rzeczy do poprawki, ale i tak jest nieźle. Dzięki. |
żelu,
2013-06-07 00:15:24
Hej, Trochę wykopalisko, ale artykuł bardzo mi się spodobał i chciałem o coś zapytać. Wiecie może, czy dałoby radę zaczepić się w takiej pracy na wakacje? Jak by to było w przewiezieniem bike'a za granicę, czy chętnie przyjmują obcokrajowców i 'świeżaków', ile trzeba, żeby ogarnąć miasto? Mam nadzieję, że ktoś znajdzie ten komentarz... Pozdrawiam Żelu |
Kamil na-kawe.net,
2014-07-23 21:04:48
Świetny artykuł! U mnie w mieście kiedyś można było spotkać sporo kurierów na jednośladach, teraz to już rzadkość.. Czapki z głów dla tych co łączą pracę z pasją ! Ktoś chętny na wspólny wypad rowerowy w Toruniu i okolicach? http://na-kawe.net/grupy/wypprawy-rowerowe/ |
Jk,
2016-09-26 20:23:58
Czytam Twój artykuł na kilka razy bo nie chcę żeby się skończył! Pozdrawiam z Wrocławia!(Przyszła kurierka;) |
Dodaj swój komentarz: |
2024-12-19 22:31 Podróż Moniki szlakiem Green Velo przez Lubelszczyznę, Roztocze i Podkarpacie - WAKACJE 2024 |
2024-12-18 22:05 W poszukiwaniu Troli - Norwegia 2024 - rowerowa wyprawa Aliny, Ani i Roberta - Wakacje 2024 |
2024-12-16 22:31 Wyprawa Grzegorza i Sławka po szlaku Green Velo cześć 3 (oby nieostatnia) - WAKACJE 2024 |
2024-12-15 21:46 Beata i Bogusław zwiedzają zwiedzają Bergen - WAKACJE 2024 |
Stowarzyszenie ROWEROWY TORUŃ działa na rzecz powstawania odpowiedniej infrastruktury rowerowej.
konto bankowe BGŻ S.A. 71203000451110000002819490 NIP: 9562231407 Regon: 340487237 KRS: 0000299242