Stare, holenderskie rowery przeżywają w Polsce swoją drugą młodość. Znawcy twierdzą, że kto raz usiądzie na wygodnym siodełku na sprężynach, pokocha jazdę na bicyklu.
Człowiek jadący na wysokim, stylowym rowerze sprawia wrażenie, jakby się nigdzie nie spieszył. Nie siedzi w bojowej, zgiętej pozycji. Jest wyprostowany i spokojnie obserwuje świat wokół. Ale to tylko pozory.
- „Holender” jest typowo miejskim rowerem. Możesz jechać spokojnie, 10 km/h, ale rozwija też prędkość 40 km/h. Raz nawet ścigałem się z młodymi chłopakami, oni na nowoczesnych rowerach, ja na moim „łabędziu”. Nie spodziewali się, że mogę ich prześcignąć - śmieje się Grzegorz Olbrychowski, właściciel sklepu „Latający Holender” w Toruniu.
Niepowtarzalny styl
Pałąkowate dwuślady szczególnie pięknie komponują się z krajobrazem miejskich starówek. Gdańsk, Wrocław, Poznań, Kraków czy Toruń, wszędzie tam, gdzie mieszkają studenci, moda na „klasyki” rozprzestrzenia się.
- Kupiłam swój rower w dniu moich urodzin. To był prezent. Model nosi nazwę Lady Rose. Jest biały, bardzo kobiecy. Wyróżniał się spośród czarnych, smukłych rowerów, które kojarzą mi się ze studentami filozofii. Są takie egzystencjalne - żartuje Kalina Nagórska, studentka wydziału socjologii UMK.
Kiedy „holender” znajdzie właściciela, często nabiera charakterystycznych cech. Niektórzy traktują go tylko jak przyrząd do jeżdżenia, inni upiększają swój rower.
- Mój od początku czuł klimat. Ma urocze różyczki na ramie. Osłonę pomalowałam „w zeberkę”. Planuję jeszcze kilka zmian - mówi Kalina.
Sposób na sutannę
Przed wojną, w latach dwudziestych i trzydziestych, zaprojektowano model specjalnie dla księży. Rower miał wygiętą, obniżoną ramę i skórzaną osłonę na koła. Wszystko po to, aby sutanna nie przeszkadzały duchownym w jeździe. Taka jest historia popularnych dziś „Łabędzi”. Ale rozróżnia się inne modele, jest też podział na tak zwane damki i rowery męskie. Fabryki w Holandii mają bardzo bogatą tradycję. Firmy takie jak Gazelle, Batavus i Union to jedne z największych na świecie. Pierwsze rowery nie miały przerzutek. Z czasem zaczęto produkować trzybiegowe, a współcześnie składa się bardzo nowoczesne modele, warte nawet tysiąc euro i więcej. Rowery sprzedawane w Polsce to przeważnie piętnastoletnie okazy. Wysokie, ich znakiem rozpoznawczym są charakterystyczne dwudziestoośmio-calowe koła. „Holendry” do lekkich nie należą. Ważą około piętnastu kilogramów, są wykonane ze stali. Hamulce mają tradycyjne - to druty umocowane z przodu, które, kiedy chcemy się zatrzymać, uciskają oponę. Oryginalne lampy działają na zasadzie prądnicy. Do podstawowego wyposażenia należą również bagażnik i błotniki.
Droga do Polski
Wokół holenderskich klasyków powstał złożony biznes. Nie tylko w Holandii, ale przede wszystkim w Belgii i Szwajcarii działają warsztaty, które wykupują stare rowery. Przyjeżdżają po nie pośrednicy z Polski, którzy przekazują modele sklepom w kraju. Podobno czasy, kiedy w Niderlandach rowery stały porzucone, w krzakach, na ulicach czy przyczepione do żywopłotów, już dawno minęły. Dziś to dochodowy interes.
- Pierwszego „holendra” zobaczyłem u kolegi około trzynaście lat temu. Zakochałem się w nim. Tak długo kombinowałem, aż wyjechałem do Holandii i za dwieście guldenów kupiłem rowery dla siebie i żony. Początkowo prowadziłem tylko warsztat i przed wejściem stał mój „holender”. Ludzie byli zachwyceni. Znalazło się wielu chętnych kupców. Ostatecznie go sprzedałem i postanowiłem rozkręcić interes - wspomina pan Grzegorz.
Z każdym rokiem klasyki zyskują na wartości. Jeszcze w zeszłym roku kosztowały około 350 złotych, a już teraz trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu 500 złotych. Oryginalne siodełko firmy Lepper to dodatkowe 100 złotych.
Inny świat
Do pracy, na uczelnię, na popołudniową przejażdżkę, rower to idealne rozwiązanie do jazdy w mieście. Współcześnie rowerzyści są bardziej mobilni niż samochody i komunikacja miejska. Nie da się jednak ukryć, że w Polsce ta grupa nie ma swojego miejsca na ulicy. Dla posiadaczy „holendrów” koszmarem są wysokie krawężniki i wąskie chodniki. W Toruniu rowerzyści nie mają wstępu na starówkę.
(nie wiem czemu powielana jest nieprawda o rzekomym zakazie wjazdu na toruńską Starówkę. Nie pierwszy to raz i zapewne nie ostatni. O organizacji ruchu rowerowego na Starówce tutaj. - przyp. pawel)
Katarzyna Idczak
"Nowości"
Komentarze użytkowników (0) |
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz |
Dodaj swój komentarz: |
2024-12-19 22:31 Podróż Moniki szlakiem Green Velo przez Lubelszczyznę, Roztocze i Podkarpacie - WAKACJE 2024 |
2024-12-18 22:05 W poszukiwaniu Troli - Norwegia 2024 - rowerowa wyprawa Aliny, Ani i Roberta - Wakacje 2024 |
2024-12-16 22:31 Wyprawa Grzegorza i Sławka po szlaku Green Velo cześć 3 (oby nieostatnia) - WAKACJE 2024 |
2024-12-15 21:46 Beata i Bogusław zwiedzają zwiedzają Bergen - WAKACJE 2024 |
Stowarzyszenie ROWEROWY TORUŃ działa na rzecz powstawania odpowiedniej infrastruktury rowerowej.
konto bankowe BGŻ S.A. 71203000451110000002819490 NIP: 9562231407 Regon: 340487237 KRS: 0000299242