Krakowski dodatek do Gazety Wyborczej zamieścił poświęcony rowerowym problemom miasta artykuł pod wiele mówiącym tytułem: "Kraków pełny rowerowych absurdów". Wynika z niego, że większość polskich miast ma podobne problemy związane z rozwojem rowerowej infrastruktury. Treść artykułu prezentujemy poniżej.
Z drugiej strony w Krakowie zaczynają powstawać porządne rowerowe ścieżki. Oto przykład:
http://rowerowytorun.com.pl/przyklad-sciezki-z-krakowa,163,l1.html . Oby takich projektów realizowano coraz więcej w całej Polsce !
Kraków pełny rowerowych absurdów
Dumnie podkreśla się fakt, że z roku na rok przybywa w Krakowie dróg rowerowych. Wydłużają się ich kilometry, a z nimi lista absurdalnych rozwiązań i pominięć.
Niebezpiecznie na dojazdach
- Nie jest wielkim problemem przemknięcie na rowerze po centrum, gdzie prędkość samochodów jest mała. Naprawdę niebezpiecznie robi się na drogach wylotowych i dojazdach do "sypialni miasta", gdzie brak ścieżek rowerowych, a jeżdżąc po jezdni, rowerzysta czuje się jak uczestnik gonitwy byków - mówi Adam Bartosik, twórca krakowskiego serwisu "Rowerem przez Kraków". Tak jest na ulicach Wielickiej, Zakopiańskiej czy Konopnickiej. Brak ścieżki lub odpowiednio wydzielonego pobocza (a nie wąskiego paska) zmusza do używania jezdni, gdzie oprócz samochodów osobowych, pędzą ciężarówki. Jazda chodnikiem wzdłuż szybkich ulic, choć dopuszczalna pod pewnymi warunkami przez prawo, często nie jest możliwa, bo brak chodnika lub jest on zupełnie zdewastowany. Natomiast na ulicy Turowicza ścieżka jest, ale nagle i niespodziewanie się urywa.
Przeklęte mosty
- Dlaczego wybudowane w ostatnich latach nowe mosty, choć posiadają drogi rowerowe, mają je fatalnie skomunikowane z drogą rowerową na bulwarach wiślanych? - pyta Bartosik. Wielu z użytkowników dwóch kółek narzeka na brak prostego zjazdu, który prowadziłby z mostu Kotlarskiego na bulwary. Obecnie rowerzysta musi wykonać "w miejscu" zakręt o 180 stopni, a następnie przekroczyć bardzo ruchliwą ulicę Podgórską. Z mostu Dębnickiego po stronie centrum zjechać nad Wisłę można tylko po "dzikiej" ścieżce. - Na most Piłsudskiego czy Powstańców w ogóle nie da się bezpośrednio wjechać z bulwaru, chyba że wejdziemy z rowerem po schodkach - dodaje szef serwisu. Zdziwienie budzi również brak oświetlenia na bulwarach wiślanych - popularnym trakcie, który po zmroku staje się zupełnie bezużyteczny i niebezpieczny.
Teoria poległa w praktyce
- Projektowaniem ścieżek zajmują się z pewnością osoby, które na co dzień nie poruszają się na rowerach. Stąd tyle błędów i niedociągnięć. Sami rowerzyści bardzo chętnie by pomogli, ale póki co wszelkie kontakty z urzędnikami odbywają się w sposób najbardziej okaleczony z możliwych - przez składanie pisemnych próśb, zażaleń, pism - wspomina Adam, który przez tę "golgotę" przechodził kilka razy. Wśród ignorowanych problemów są uliczne światła, których pętle indukcyjne (czujniki pojazdów) nie reagują na o wiele lżejsze od samochodów rowery. Problem ten pojawia się, gdy na swoim jednośladzie chcemy przekroczyć skrzyżowanie ulic Suchej i Tischnera, Herberta i Stojałowskiego, Witosa i Łużyckiej, Dworcowej i Wielickiej czy Powstańców Wielkopolskich i Wielickiej. W takiej sytuacji pozostaje długie czekanie, aż zjawi się samochód i "włączy" zielone światło. Ofiarą "inteligentnych" świateł, których w mieście jest o wiele więcej, padają także motory i skutery. Natomiast te, które działają na przycisk, posiadają inne mankamenty - słup jest przeważnie lokowany tak blisko jezdni, że, aby je uruchomić, trzeba wjechać przednim kołem na ulicę.
Uciążliwa wydaje się także kwestia mało ruchliwych ulic jednokierunkowych. Umożliwienie rowerzystom legalnej jazdy "pod prąd", np. na Wiślnej, Mikołajskiej, Madalińskiego czy Smoleńskiej, z pewnością nie przyniosłoby wielkich utrudnień komunikacyjnych.
Z kolei w niektórych miejscach o rowerzystach myśli się paradoksalnie za bardzo.
- Ścieżka rowerowa znajdująca się przy Bibliotece Jagiellońskiej czy na ul. Włóczków nie jest moim zdaniem aż tak bardzo potrzebna. Ruch w tych miejscach jest powolny, a i tak wykorzystuje się je głównie jako parking - mówi Adam.
Podobnie jest na spokojnej ślepej ulicy Twardowskiego, gdzie biegnie ścieżka o szerokości ponad dwóch metrów.
- Taka hojność nie była potrzebna, wystarczyłby węższy pas. Teraz jest ona tylko pokusą dla kierowców, bo jeżdżą po niej, omijając tym sposobem progi zwalniające - podkreśla twórca serwisu.
Będzie lepiej?
Zadzwoniliśmy do Krakowskiego Zarządu Dróg, aby sprawdzić perspektywy rozwiązania niektórych problemów.
- Wiele planowanych inwestycji, które mogłyby polepszyć sytuację krakowskich rowerzystów, jest ograniczona względami finansowymi albo przestrzennymi - mówi Andrzej Zaborski z KZD.
Ścieżki rowerowe na kolejnych "wylotówkach" powstaną, jednak ze względu na mały budżet, modernizacje ulic przebiegają według realizacji kolejnych priorytetów, a z nich najważniejszy jest remont nawierzchni jezdni. Najwcześniej polepszy się infrastruktura rowerowa na ulicy Konopnickiej.
- Jeśli chodzi o wspomniane mosty, to ingerencja w ich otoczenie często wiąże się z komplikacjami prawnymi . Chcemy wybudować kładkę z mostu Kotlarskiego, ale póki co musimy rozwiązać problemy własnościowe - podkreślają w KZD.
Niestety, nic nie zmieni się w sprawie wzbudzanych pętlą indukcyjną świateł.
- Wyregulowanie czujnika na tyle, by reagował na rower czy motor, jest niemożliwe. Spróbowaliśmy to rozwiązanie zastosować w kilku miejscach, jednak pętle były tak czułe, że reagowały na ciężkie pojazdy, które znajdowały się na zupełnie innych pasach. Zastanowimy się jednak nad oznakowaniem skrzyżowań tego typu - zapewniają w KZD.
Nieistniejący savoir-vivre
Agresywne trąbienie, parkowanie na ścieżkach, bezmyślne wyprzedzanie w odległości kilku centymetrów od jadącego roweru - lista grzechów krakowskich kierowców jest długa.- Ci, którzy jeżdżą samochodami, powinni zmienić nastawienie do rowerzystów. Przecież osoba, która wybrała dwa kółka, równocześnie zwolniła im miejsce na parkingu lub skróciła korek. Zamiast błogosławieństwa, traktuje się nas jednak jak zawalidrogi i dotkliwie dyskryminuje - żali się Bartosik, który na rowerze po Krakowie jeździ od 15 lat. W Polsce organizacja całego ruchu drogowego jest dostosowana do samochodów i nic nie zapowiada, by sytuacja w najbliższym czasie uległa zmianie. Zupełnie inaczej niż u naszych zachodnich sąsiadów - w Niemczech, Holandii czy Francji. - Dopóki u nas nie zacznie się myśleć w kategoriach: "rower jako środek przemieszczania się po mieście", wszystko jest tak skuteczne, jak szczekanie burka na słonia czy łatanie dziurawego przykrótkiego ubrania. Wydaje się grube miliony na inwestycje drogowe, ale nie ma z nich żadnego pożytku dla rowerzystów, którzy przecież też płacą podatki - mówi Adam.
Jedno jest pewne - dopóki jazda rowerem po Krakowie będzie dalej tak niebezpieczna, korków samochodowych będzie przybywać. A ulic poszerzać w nieskończoność przecież nie można.
Paulina Korbut
2007-07-30
Gazeta Wyborcza