Witamy na stronie stowarzyszenia | Dzisiaj jest sobota 23 listopada 2024
Logowanie     Rejestracja     Home     Mapa serwisu     Kontakt     pl en de

Aktualności

2007-07-01 Rowerowy Wrocław vs Rowerowy Berlin
Rowerowy Wrocław? coraz dalej od ?Rowerowego Berlina? - przemyślenia Cezarego Grochowskiego zainspirowane smutnym powrotem do polskiej rowerowej rzeczywistości. Pewnie nie zdziwi nikogo stwierdzenie, że pod kątem tworzenia infrastruktury rowerowej jesteśmy w stosunku do Berlińczyków opóźnieni o jakieś, lekko licząc ćwierć wieku. Nic w tym dziwnego - nie jest to jedyna taka dziedzina. Niestety, po ostatnim kilkudniowym pobycie w stolicy Niemiec dotarło do mnie, że dystans dzielący nas od Niemców wcale się nie zmniejsza. Wręcz przeciwnie, powiększa się wciąż, i to bardzo szybko! Po prostu, wrocławska polityka względem rowerów zmierza w zupełnie innym (ślepym!) kierunku. Po paru dniach poruszania się rowerem po Berlinie wrocławskie drogi rowerowe i ulice, do których normalnie jestem przyzwyczajany, pokazały swoje prawdziwe - nieprzyjazne oblicze. Chociaż, powstała latach 80 i 90 berlińska infrastruktura wcale nie należy do wzorcowych, to i tak komfort, jaki oferuje rowerzyście przeciętna berlińska trasa, przewyższa 99% wszystkiego co do tej pory we Wrocławiu zbudowano, a wyrażając się precyzyjnie, spieprzono. Berlin uczył się na błędach. Na pierwszy rzut oka typowa droga rowerowa zachodniej części Berlina posiada nawet podobne mankamenty do dróg (ścieżek) wrocławskich. Podobnie jak ma to miejsce dziś we Wrocławiu, budowniczym dróg rowerowych w Berlinie sprzed 25 lat (bo dzisiejsze berlińskie drogi to zupełnie inna bajka), przyświecała idea eliminacji rowerzystów z jezdni. Projektanci dążyli do zepchnięcia ich na chodnik, po to, żeby poruszając się po mieście, broń boże nie przeszkadzali samochodom. Stąd drogi rowerowe (w dzielnicach zachodnich: Neukolln, Kreuzberg, Schoneberg) są, jak we Wrocławiu, częścią chodnika i podobnie jak chodnik wykonane są z kostki (tej samej znienawidzonej u nas czerwonej kostki fazowanej). Ponieważ berlińskie chodniki obsadzone są najczęściej szpalerem drzew, co zmniejsza rezerwę terenową, drogi rowerowe są zaiste wąskie. Zwykle mają nie więcej niż 1?1,2 m szerokości, a polskie normatywne 1,5 m + skrajnia jest tu rzadkim luksusem. Jednakże na kostce chodnikowej podobieństwa się kończą. Pozytywne cechy berlińskich ?kiepskich? ścieżek powodują, że i tak są one bardziej praktyczne, niż najlepsze z wrocławskich. Po pierwsze, prowadzone są z żelazną konsekwencją po stronie chodnika bliżej jezdni! Wprowadza to powszechny i spójny ład, utrwalony głęboko w świadomości Berlińczyków. Jeżeli napotkasz intruza na drodze dla rowerów, to w 99% przypadków będzie to turysta z aparatem. Ład przestrzenny jest wartością o wiele ważniejszą, niż lokalne korzyści sytuacyjne, płynące z przeplatania ciągów rowerowych z pieszymi. Z tych samych powodów, drugą żelazna regułą są jednokierunkowe pasy o obu stronach jezdni. Dwukierunkowe drogi, sytuowane po jednej stronie jezdni należą w Berlinie do rzadkości. Przemieszczając się zadziwiająco sprawianie po zatłoczonym najczęściej jak mrowisko Berlinie, doświadczyłem w praktyce głębokiego sensu popularnego niemieckiego hasła ?Ordnung muss sein?. Przekonałem się ostatecznie, że wszelkie przerzucanie ruchu rowerowego z jednej na drugą stronę jezdni pobuduje nie tylko opóźnienia, ale i o wiele gorszy w skutkach, powszechny chaos. Separacja rowerzystów od pieszych osiągnięta tam jest przy pomocy bardzo prostych środków. Rzadkością jest różnica poziomów pomiędzy chodnikiem, a ścieżką na odcinakach pomiędzy skrzyżowaniami. Dla efektu separacji (przy zachowaniu żelaznej reguły ? ścieżka na zewnątrz chodnika) wystarczający jest wystający lekko krawężnik. Dla pieszych jest on bardzo intuicyjnym sygnałem gdzie kończy się dostępna dla nich strefa. Kardynalną zasadą (niestety dokładnie odwrotnie niż we Wrocławiu!) jest zdecydowane odseparowanie ścieżki i chodnika na każdym bez wyjątku skrzyżowaniu. Ścieżka po prostu zawsze schodzi na skrzyżowaniu do poziomu jezdni, co w 100% eliminuje problem blokowania przez pieszych przejazdów rowerowych. Jeżeli trafi się na zieloną falę (a zwykle, jakby przypadkiem, się na nią trafia), przekraczanie skrzyżowań nie stanowi problemu. Nie ma problemu pieszych, gdyż stoją oni, jak to piesi - na chodniku, nie na jezdni. Nie wspomnę już, że kierowcy skręcający w prawo, bez wyjątku ustępują pierwszeństwa jadącym obok, dobrze widocznym rowerzystom. Jest to dla nich tak naturalne, jak hamowanie przed przejściem dla pieszych, czy jazda w mieście 50 km/h ?i tym podobne, egzotyczne z polskiego punktu widzenia, zachowania. Co pewnie zdziwi najbardziej projektantów oraz pracowników wrocławskiego ZDIK-u, nie ma na berlińskich drogach rowerowych żadnych wystających w poprzek krawężników (wszystkie krawężniki na drogach rowerowych na zero!), a drogi rowerowe nie tracą ciągłości na każdym wyjeździe z posesji i mają w miejscach przecięcia wyraźne oznaczenie poziome, przypominające dobitnie, kto włączą się właśnie do ruchu i kto komu powinien ustąpić pierwszeństwa. Jeśli komuś taki obraz zapachniał kompletnym science fiction, to przypomnę że piszę o drogach rowerowych powstałych przed 20 ? 25 laty, bo takich jest w Berlinie (dawnym Zachodnim) najwięcej. Kompletne science fiction to infrastruktura rowerowa powstająca teraz, a konkretnie, infrastruktura rowerowa w Berlinie nie powstająca. Nie powstająca, ponieważ zgodnie z najnowszymi trendami, poza głównymi arteriami komunikacyjnymi ruch rowerowy mieszany jest z samochodowym. Ruch samochodowy spowalnia się w tym celu, do cywilizowanego, odpowiedniego dla ludzkich siedlisk poziomu - czyli do prędkości rowerzysty. Nowe drogi rowerowe natomiast, jeżeli już powstają (głównie w dawnym Berlinie wschodnim), są wyraźnie wymalowanym pasem na jezdni i posiadają wszelkie atrybuty optymalnej drogi dla rowerów: równa asfaltowa nawierzchnię (nikt już dziś betonowej kostki na drodze rowerowej nie kładzie), intuicyjne oznakowanie, zachowane skrajnie i odpowiednie łuki? Można po nich pruć na złamanie karku, bezkolizyjnie przeskakiwać ze ścieżki na jezdnię na i z powrotem, bezpiecznie przekraczać krzyżowania. Po kilku dniach rowerowania po niemieckiej stolicy (fizycznie tylko 300 km od Wrocławia, mentalnie - inna planeta), powrót do realiów wrocławskich jest jak zły sen. To, do czego przez lata już prawie przywykłem: nierówności nawierzchni, wszechobecne krawężniki uszkadzające obręcz, nieciągłości trasy, pędzacie setką po mieście samochody, chamscy kierowcy spychający mnie do krawężnika? zaczęło mnie razić i przeszkadzać ze wzmożoną siła. Pozytywna energia, która przywiązałem zmieniła się we wściekłość i trudno mi uwierzyć, że sprawy rowerowe idą w dobrym kierunku. Pewne rzeczy zacząłem widzieć wyraźnie i nie rozumiem jak to wszystko możliwe. Dlaczego wszystko w moim mieście musi iść na opak. Dlaczego po naszej stronie Odry w sprawach rowerowych tryumfuje elementarne nieuctwo i ignorancja. Może ktoś mi wytłumaczy czemu niemiecka fazowana kostka betonowa po dwudziestu latach, jest bardziej równa niż ta, kładziona na wrocławskiej ścieżce w momencie oddania do użytku. (Kto uważa, że przesadzam, niech przejdzie się na świeżo oddana do użytku drogę rowerową przy ul. Ślężnej - poza użyciem niefazowanej kostki, posiada ona wszystkie możliwe typowe dla Wrocławia mankamenty ? jest wręcz wzorcowym antyprzykładem!). Jak można te same błędy powtarzać przez dziesięć lat! (mniej więcej o dekady powstaje wrocławski system rowerowy) i być tak doskonale głuchym na głos rowerzystów (od dobrych dziesięciu lat artykułują precyzyjnie czego chcą, a od pięciu lat zgłaszają szczegółowe uwagi do projektów!). Zawsze chciałem wierzyć, że niemieckie stereotypy na temat Polski i Polaków nie mają odbicia w rzeczywistości, jednakże jazda po wrocławskich ścieżkach XXI wieku, będących swoistym pomnikiem zacofania naszej kultury technicznej, skutecznie mi taką wiarę odbiera. Jestem coraz bardziej bliski poglądu, że lepiej byłoby dla Wrocławia, gdy nie powstawały u nas żadne drogi rowerowe dopóty, dopóki władza (obecna lub nowo wybrana) nie dojrzeje mentalnie do zmiany nastawienia do rowerów i będzie gotowa na przejęcie dorobku myśli technicznej krajów wyżej rozwiniętych. Na takie ścieżki jak dziś we Wrocławiu powstają szkoda publicznych (naszych!) pieniędzy. Cezary Grochowski Wrocławskie Porozumienie Rowerowe P.S. A tych, których uraził ton mojej refleksji (panowie projektanci, inwestorzy i wykonawcy) zachęcam do przejażdżki rowerem po Berlinie, a po powrocie wypróbowanie którejś z nowych tras wrocławskich (np. Ślęzna, Krzywoustego, Klecińska, ..). Może dotrze do Was kiedyś, o czym piszę. Tekst artykułu z kilkoma zdjęciami tutaj


wyedytowano: 2007-07-01 13:13
aktywne od dnia: 2007-07-01 12:56
drukuj  
Komentarze użytkowników (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Dodaj swój komentarz:


:) :| :( :D :o ;) :/ :P :lol: :mad: :rolleyes: :cool:
pozostało znaków:   napisałeś znaków:
kod z obrazka*
Ankieta
Jak oceniasz rok 2023 pod kątem rozwoju infrastruktury rowerowej w Toruniu?
ankieta aktywna od: 2024-03-19 21:25

Wspierają nas
Sklepy i serwisy rowerowe w Toruniu

Stowarzyszenie ROWEROWY TORUŃ działa na rzecz powstawania odpowiedniej infrastruktury rowerowej.
konto bankowe BGŻ S.A. 71203000451110000002819490 NIP: 9562231407 Regon: 340487237 KRS: 0000299242

Wszystkie Prawa zastrzeżone. Cytowanie i kopiowanie dozwolone za podaniem źródła.
SRT na Facebook